Pretensje wobec Gruzinów wyrażała Partia Regionów Ukrainy, na której czele stoi jeden z kandydatów na prezydenta Wiktor Janukowycz. Zdaniem Regionałów Gruzini zostali przysłani na Ukrainę na prośbę jego kontrkandydatki, premier Julii Tymoszenko, by zerwać głosowanie.

Reklama

Na pierwszą turę wyborów prezydenta Ukrainy 17 stycznia Gruzja skierowała aż 2 tysiące swoich obserwatorów. Partia Regionów ogłosiła wówczas, że wszyscy oni mają nadzorować głosowanie w obwodzie donieckim na wschodzie kraju, skąd pochodzi Janukowycz. Kilka dni przed pierwszą turą wyborów Centralna Komisja Wyborcza w Kijowie odmówiła Gruzinom rejestracji, na co Tymoszenko oświadczyła, że część jej członków została przekupiona przez Janukowycza.

Z Doniecka tymczasem zaczęły nadchodzić informacje o setkach podejrzanie wyglądających ludzi, którzy przybywają samolotami na miejscowe lotnisko. Obóz Janukowycza zarzucił również Polakom, że szykują radykalne akcje po drugiej turze niedzielnych wyborów. Określono ich mianem "tak zwanych obserwatorów" i "bojowników, jadących ze wsparciem dla Tymoszenko".

Przed drugą turą zaostrzyły się również stosunki rosyjsko-ukraińskie. Na kilka dni przed elekcją uznawany za człowieka ustępującej głowy państwa Wiktora Juszczenki - szef Służby Bezpieczeństwa Ukrainy Wałentyn Naływajczenko na konferencji prasowej poinformował o schwytani wyjątkowo groźnych rosyjskich szpiegów. W wyborach 17 stycznia Janukowycz uzyskał 35,32 proc. poparcia, a Tymoszenko 25,05 proc. głosów.

Reklama