"Walczcie o każdy protokół, o każdy głos, bo nawet jeden głos może rozstrzygnąć o losie Ukrainy" - oświadczyła. Jej najbliższy współpracownik Ołeksandr Turczynow też nie owijał w bawełnę. "Tak brudnych wyborów Ukraina jeszcze nie widziała" - komentował. Blok Julii Tymoszenko (BJuT) zapowiedział, że sam policzy głosy oddane w wyborach, by udowodnić, że jednak doszło do manipulacji.

Z kolei sztab lidera Partii Regionów odpowiadał, że Tymoszenko powinna przyjąć swoją klęskę. "Uznanie porażki przez kandydata, który przegrał, będzie pierwszym krokiem, który udowodni, iż jest on politykiem europejskim, ponieważ akceptowanie wyniku wyborów jest normą europejską" - powiedział Borys Kołesnikow.

Reklama
Walka o wpływy

Kijowscy komentatorzy nie mieli wczoraj złudzeń: wraz z zamknięciem lokali wyborczych rozpoczął się wielki targ o władzę. Janukowycz będzie chciał uznania wyników głosowania przez pomarańczowych. Tymoszenko w zamian za pogodzenie się z przegraną - utrzymania stanowiska premiera do końca kadencji parlamentu, czyli do 2012 roku.

Szefowa BJuT ma dobrą pozycję w tych targach. 48,6 proc. do 50,3 proc. czy 44,2 proc. do 45,7 proc. - takie dane na korzyść Janukowycza podali organizatorzy wczorajszych exit-polls. Właśnie takiego scenariusza obawiali się ci, którym zależało na zakończeniu chaosu politycznego. Mała różnica to ostatnia deska ratunku dla Tymoszenko. Jak mówił nam niedawno poseł jej bloku Andrij Szkil 3 - 4 punkty różnicy pozwolą kwestionować wynik i walczyć o ustępstwa ze strony obozu Janukowycza.

Reklama

Jeszcze przed ogłoszeniem wyników wyborów Julia Tymoszenko na każdym kroku przez wszystkie przypadki odmieniała słowo ȁE;demokracjaȁD;. Kreowanie się na gwaranta wolności było preludium do podważenia wyniku. Jednak niemal wszystko grało przeciw szefowej rządu. Od rana zagraniczni i miejscowi obserwatorzy podkreślali, że o masowych fałszerstwach nie ma mowy, a wybory przejdą do historii jako najbardziej przejrzyste.

Nastał czas chaosu
Reklama

I właśnie dlatego w sztabie lidera Partii Regionów trudno było szukać pesymistów. Działacze partii dzielili przyszłe stanowiska jeszcze przed ogłoszeniem wyników głosowania. Sztabowcy urzędujący na drugim piętrze hotelu Intercontinental przy Wełykiej Żytomyrśkiej cytowali poufne sondaże, według których Janukowycz miał 20 proc. przewagi nad Tymoszenko. 200 metrów dalej, w hotelu Hyatt, gdzie rozlokowali się ludzie szefowej rządu, nikt w to nie wierzył. Tłumaczyli, że dla nich są tak samo kupione, jak głosy na Janukowycza opłacane przez Partię Regionów 200-hrywnowymi banknotami z Łesią Ukrainką.

Różnica 200 metrów w tych wyborach ma symboliczne znaczenie. Właśnie o tyle oddalone są miejsca, w których ostatniego dnia kampanii wyborczej zbierali się zwolennicy Tymoszenko i Janukowycza. Pierwsi na pl. Sofijśkim odprawili mszę za Ukrainę. Drudzy na pl. Mychajliwśkim klaskali dla tańczącego z blond pięknością Janukowycza. Pod soborem św. Sofii patos, świece, wspólnie odmawiane ȁE;Ojcze naszȁD;, religijna muzyka. Pod cerkwią pod wezwaniem św. Michała lekkostrawne pseudoludowe rytmy podbite ostrym rytmem.

Po zamknięciu lokali wyborczych polityczny show nie był już potrzebny. Teraz Ukrainę czeka batalia sądowa i parlamentarna o uznanie wyborów. Obie strony zapowiadają, że nie cofną się przed niczym, by ugrać dla siebie jak najwięcej ustępstw ze strony przeciwnika.



p

"Nasi przeciwnicy przywożą do Kijowa bojowników, którzy mieliby wziąć udział w powyborczych protestach" - już oskarżają się nawzajem obie strony wyścigu.

Zdaniem związanego z BJuT wiceszefa MSW Ołeksandra Sawczenki, w podkijowskich sanatoriach "polityczne siły ze wschodu kraju" zarezerwowały niemal wszystkie miejsca. Wśród gości mieliby znajdować się "sportowcy", którzy w razie porażki ich kandydata (w domyśle: Wiktora Janukowycza) mieliby wyjść na ulice, aby "bronić skradzionego zwycięstwa".

Partia Regionów zaprzeczyła tym pogłoskom, jednak w Kijowie już wczoraj było rozstawionych kilka niebieskich miasteczek namiotowych, w tym przed budynkiem Centralnej Komisji Wyborczej.

Podobne oskarżenia słyszeliśmy z ust przedstawicieli sztabu Janukowycza. Na przedmieściach Kijowa stoją rzekomo autobusy z setkami zwolenników obecnej premier, którzy po jej przegranej mieliby posłużyć jako tzw. majdanarbajterzy.