Derek Gow, człowiek odpowiedzialny za sprowadzenie "nazistowskich superkrów", doskonale zdaje sobie sprawę z historii związanej z odtworzeniem turów. Wymarły w XVII wieku gatunek ożywili uczeni z nazistowskich Niemczech.
Dyrektor berlińskiego zoo Lutz Heck oraz jego brat Heinz Heck, dyrektor zoo w Monachium pracowali na odtworzeniem gatunku od 1931 roku. Starali się selekcjonować i potem krzyżować te gatunki bydła, które miały jak najwięcej cech typowych dla tura. Główną część prac zakończono na początku lat 40. Współczesnego tura wypuszczono w Puszczy Białowieskiej w 1942 roku.
>>>Do Strefy Gazy krowy chodziły tunelami
Za jego powtórne zniknięcie odpowiedzialni są przede wszystkim... Polacy i Białorusini. Tuż po wojnie dziko żyjące tury znów znikły z naszej części Europy, bo zjedli je mieszkańcy okolic Puszczy Białowieskiej.
Pojedyncze sztuki zachowano w ogrodach zoologicznych w Niemczech. Hodowano je także na farmach w Holandii, Francji i Belgii. Właśnie z tego ostatniego kraju swoje tury sprowadził do Anglii Derek Gow.
Jak pisze "The Telegraph", naziści chcieli je odtworzyć, by przywołać siłę "runów, zwyczajów i legend ludów germańskich". Tury były też elementem propagandy i częścią budowania obrazu germańskiego mężczyzny. Miały żyć bowiem na wolności, a hitlerowcy chcieli na nie polować.
"Polowanie zajmowało ważne miejsce w życiu nazistów, takich jak Hermann Goering, który stał na czele Luftwaffe. Był głównym łowczym Trzeciej Rzeszy. A samo polowanie uznawano za bardzo męskie zajęcie" - mówi.
Gow nie nazywa swojego nabytku turami, a raczej bydłem Hecków. Mówi, że są niższe niż dawne tury, ale są równie umięśnione i mają typową dla nich maść. "Wyglądają, jakby były wzięte żywcem z rysunków naskalnych w Lascaux i Altamirze" - mówi.
Angielski rolnik ma na swojej farmie prawdziwe zwierzęce sanktuarium. Hoduje między innymi bobry i tchórze. Teraz przybyły mu tury. Będą służyc przede wszystkim jako modele do zdjęć i filmów edukacyjnych.