Po wybuchu w 1986 roku reaktora elektrowni atomowej w Czarnobylu na pograniczu białorusko-ukraińskim wydawało się, że radioaktywna chmura zabije wszystko w okolicy. Wokół elektrowni utworzono strefę o promieniu 30 km, z której musieli się wynieść ludzie. Zwierzęta zostały. Teraz okazuje się, że całkiem dobrze sobie radzą.
Przekonał się o tym Wasilij Fiedosienko, fotograf pracujący dla agencji Reutera, który wybrał się na fotograficzne safari w lasy wokół Czarnobyla. Penetrował białoruską część zony, bo to głównie tu wiatr uniósł radioaktywną chmurę. Spotkał tam nie tylko dziki spokojnie spacerujące po opuszczonych wioskach, ale też jelenie, łosie, rysie, wilki, niedźwiedzie brunatne.
Jak szacuje Grigorij Sys, przyrodnik, który bada czarnobylskie zwierzęta, w małej strefie wokół elektrowni żyje aż 300 wilków (w całej Polsce jest ich 600). I to mimo że do niedawna odbywały się tu krwawe polowania na nie z helikopterów. „Przystosowały się i przetrwały” - mówi Sys.
Wilki mają się aż za dobrze. mieszkający na skraju zony rolnicy narzekają, że zwierzęta zabijają ich trzodę i bydło. Był nawet jeden przypadek zagryzienia przez nie kobiety.
Wilki rozmnażają sie, bo w lasach nie brakuje dzików. Te z kolei plądrują opuszczone pola i wioski, a także paśniki dla żubrów. To kolejne zwierzęta, którym bardzo dobrze wiedzie się w opuszczonej przez ludzi strefie.
Jedynym gatunkiem, który wyniósł się wraz z ludźmi, jest bocian biały, który woli zakładać gniazda w zamieszkanych wioskach. Ale już bociany czarne świetnie czują się w bezludnej okolicy. W Czarnobylu pojawiły się też niespotykane tu dotąd bieliki.