Plany tej akcji odrzuca na razie premier Izraela, Ehud Olmert. "Chciałem, żeby operacja była intensywna, wyczerpująca dla Palestyńczyków i trwała jak najdłużej, a plany ministerstwa obrony nie pasowały do tych wytycznych" - wyjaśnia Olmert. Chciał też dać Egiptowi szansę na uwolnienie porwanego żołnierza przez negocjacje. Jednak z rozmów nic nie wyszło, więc Izrael szykuje się do kolejnego rajdu.

Tymczasem w południowej części Strefy Gazy wciąż trwa wojna. "To nie ministerstwo spraw wewnętrznych, a wylęgarnia terrorystów" - tak wojskowi tłumaczą, dlaczego samoloty zniszczyły rządowy budynek. Następnym celem był obóz treningowy Hamasu. Dostało się też siłom lojalnym wobec prezydenta Abbasa, samoloty zniszczyły jeden z budynków należących do jego milicji, Fatah.

Palestyńczycy, mimo ciągłych ataków, wciąż nie chcą uwolnić porwanego 19-letniego izraelskiego żołnierza. Twierdzą też, że nigdy nie zaakceptują istnienia Izraela i będą prowadzić wojnę do zwycięstwa.