"Siły bojowe gotowe są nas bronić" - uspokaja na pierwszej stronie organ Komunistycznej Partii Kuby "Granma". Powyżej zdjęcie robotników z podniesionymi w górę pięściami, zrobione w jednej z hawańskich fabryk broni. "Ojczyzna się obroni, jeśli dojdzie do agresji wojskowej" - zapewnia gazeta. Powód? Spodziewana inwazja amerykańska. Dlatego zarządzono mobilizację.

Nie wierzą jednak w tę propagandę chyba nawet sami Kubańczycy. Coraz częściej słychać wypowiadane cichaczem podejrzenia, że Fidel Castro jest w agonii. Władze chcą ukryć ten fakt i dlatego zaplanowane na niedzielę uroczystości z okazji jego 80. urodzin zostały przesunięte na grudzień. Mało tego - policja na poważnie zaczęła ścigać posiadaczy nielegalnych na Kubie anten satelitarnych i chce całkowicie odciąć mieszkańców wyspy od wiarygodnych źródeł informacji.

Wiadomości o jakichkolwiek przygotowaniach do inwazji zdementował Biały Dom. "Gdyby jednak na Kubie rozpoczął się proces demokratyzacji, wyspiarze mogą liczyć na współpracę Amerykanów i pomoc humanitarną USA" - zapewnił enigmatycznie rzecznik Departamentu Stanu Sean McCormack.



Reklama

Skoro od kilku dni nie wiadomo nic pewnego ani o Fidelu, ani o jego bracie Raulu, który został namaszczony na następcę el Comendante, jedyną prawdziwą siłą jest teraz armia, która w przypadku zamieszek na ulicach może przejąć władzę.