Po paru minutach szaleniec zostaje zatrzymany przez policję. Na szczęście! Bo okazuje się, że był uzbrojony. Miał pistolet. Desperat? Terrorysta? Chory psychicznie? Te pytania zadają sobie wszyscy. Na razie nie wiadomo nawet, jak się nazywa. Strażnik, który wszystko widział, mówi, że intruz zachowywał się, jakby był w amoku.
To tylko podgrzało atmosferę. Bo policjanci dobrze pamiętają, jak w 1998 roku chory psychicznie mężczyzna zastrzelił na Kapitolu dwóch mundurowych. Po tym zdarzeniu miało być bezpieczniej. Po atakach z 11 września - tym bardziej. Niestety, dzisiejszy incydent jak na dłoni pokazuje, że mimo poprzednich tragedii system ochrony Kapitolu nadal jest dziurawy.