"Czy to się Zachodowi podoba czy nie, Iran jest atomowym krajem" - grzmiał Ahmadineżad na specjalnym wystąpieniu w Teheranie. Czuje się pewnie, bo Rada Bezpieczeństwa ONZ, choć nałożyła sankcje na jego kraj, od razu zapowiedziała: nie ma mowy o ataku na Iran. Wojną od jakiegoś czasu straszył Irańczyków prezydent USA.

Reklama

To nie jedyna odpowiedź Iranu na rezolucję Rady Bezpieczeństwa. Rano okazało się, że w fabryce w Natanz pełną parą ruszyła rozbudowa systemu wirówek. To dzięki nim Iran może wzbogacać uran. A teraz będzie miał trzy tysiące wirówek więcej. Jeśli do tego prezydent Mahmud Ahmedineżad zerwie kontakty z Międzynarodową Agencją Energii Atomowej, irański program nuklearny całkiem wyrwie się spod kontroli społeczności międzynarodowej.

Ale ta rezolucja to i tak duży sukces ONZ. Do tej pory Narody Zjednoczone w sprawie Iranu tylko się sprzeczały. Rada Bezpieczeństwa wreszcie uderzyła pięścią w stół, wezwała Iran do przerwania prac nad wzbogacaniem uranu i zdecydowała: zagraniczne konta Irańczyków pracujących w programie atomowym będą zablokowane, żaden z nich także nie zostanie wpuszczony do innych krajów ONZ. Iran nie będzie mógł kupić systemów, materiałów i technologii, których mógłby użyć do budowy broni atomowej.

Iran natychmiast odpowiedział: rezolucja jest nielegalna, nie podporządkujemy się jej i nie mamy zamiaru przerywać programu atomowego. Po raz kolejny irańskie MSZ zarzekło się, że irańscy naukowcy nie budują bomby atomowej, a jedynie chcą wykorzystywać energię nuklearną w pokojowych celach, do napędzania elektrowni.

To szczyt hipokryzji, że ONZ nakłada sankcje na Iran, podczas gdy Izrael, który przyznał się do posiadania broni atomowej, pozostaje bezkarny - oburzał się irański ambasador przy ONZ.

Specjaliści ostrzegają: Irańczycy mogą wyprodukować bombę atomową już za siedem lat. Najpóźniej w roku 2016.