Swoją karierę zaczął od włamania na jednej z moskiewskich ulic. Tyle że wracał po imprezie i był w stanie mocno wskazującym. Gdy wreszcie sforsował drzwi, usiadł na fotelu kierowcy i... usnął. Obudził się już na komisariacie.
Drugie podejście było już na trzeźwo. Tym razem Aszurin postanowił okraść mechanika. W końcu tamten miał tyle aut na parkingu, że straty jednego pewnie by nie zauważył. I znowu pech. Wóz, który ukradł, miał zepsute hamulce. Jazda zakończyła się na pierwszym zakręcie, gdy samochód wjechał w mur.
Trzeci raz było prawie dobrze. Choć prawie robi dużą różnicę. Otworzył drzwi bez przeszkód, odpalił silnik śrubokrętem wbitym w stacyjkę. I ruszył na miasto. Cała Moskwa była jego. Ale po kilku kilometrach auto stanęło. W baku zabrakło benzyny. A samochód stojący na środku skrzyżowania wzbudził podejrzenia milicjantów. Podeszli sprawdzić, co się stało... Zobaczyli śrubokręt wbity w stacyjkę.
Aszurin siedzi teraz w moskiewskim areszcie i czeka na proces. Liczy pewnie na to, że sąd uwzględni pecha jako okoliczność łagodzącą.