Prodi - centrolewicowy sojusznik i były szef Komisji Europejskiej - ma w tym jej pomóc. Royal zapowiedziała, że Prodi pojawi się na jednym z jej przedwyborczych wieców. Francuzka spotkała się z nim już we wrześniu 2006 r. w Rzymie, zanim jeszcze Partia Socjalistyczna wybrała ją na kandydatkę w wyborach prezydenckich. W obu krajach pomysł uznano jednak za mało błyskotliwy.

"Poparcie ze strony Prodiego niewiele przyniesie Ségolene Royal. Szef włoskiego rządu jest pozbawiony charyzmy, jego przemówienia nie porywają nawet Włochów, a co dopiero Francuzów. W dodatku mówi po francusku z silnym bolońskim akcentem" - mówi DZIENNIKOWI włoski eurodeputowany Jaś Gawroński.

Podobną opinię wyrażają francuscy eksperci. "Wątpię, by poparcie ze strony flegmatycznego Prodiego, nazywanego w swoim kraju <Mortadellą>, miało jakikolwiek wpływ na wynik w drugiej turze" - mówi DZIENNIKOWI francuski pisarz i publicysta Guy Sorman. "W odróżnieniu od Silvio Berlusconiego, który kibicuje Sarkozy'emu, obecny premier Włoch jest we Francji bardzo mało znany" - dodaje.

Sztabowcy Royal twierdzą jednak, że wiedzą, co robią. Sprowadzają człowieka, który jest symbolem sojuszu lewicy i centrum. A tego sojuszu Royal potrzebuje, by wygrać. Na socjalistkę głosowało zaledwie 25 procent Francuzów, a na wspierającą ją skrajną lewicę niecałe 12 procent. Jeżeli chce pokonać Sarkozy'ego, musi oczarować 18-procentowy elektorat trzeciego w walce - liberała i centrysty Bayrou. Idzie jej to opornie: Royal zamknęła się w lewicowych hasłach i na razie niewiele jest w stanie zaproponować ludziom środka.

Sam Prodi wyraził nadzieję, że Royal zawrze jednak w najbliższych dniach taktyczny sojusz z Bayrou. "Byłby to jasny sygnał porządkujący francuską scenę i upodabniający ją do tego, z czym mamy do czynienia w naszym kraju" - powiedział szef włoskiego rządu, cytowany przez agencję ANSA. Francuscy analitycy traktują to jednak jako mrzonkę: w czasie całej historii V Republiki nigdy nie przełamano twardej linii podziału, nigdy nie było też nawet mowy o wielkiej koalicji.

W poniedziałek Royal wyciągnęła rękę do Bayrou, proponując mu publiczną debatę na temat odnowy życia politycznego, wolności publicznych, sytuacji na francuskich przedmieściach, przyszłości Europy oraz edukacji i ekologii. "Bayrou zapewne odrzuci tę propozycję i nie poprze socjalistki przed drugą turą. W przeciwnym wypadku jego partii groziłaby polityczna śmierć" - mówi DZIENNIKOWI Sorman.

Sojusz Royal z Bayrou w celu pokonania Sarkozy'ego proponował już przed pierwszą turą były socjalistyczny premier Michel Rocard. Jednak Bayrou, który początkowo wydawał się otwarty na taką propozycję, odrzucił ją. Również pani Royal oświadczyła wówczas, że nie zamierza wiązać sobie rąk. Tym razem to ona wyciągnęła rękę do porozumienia. Wszystko wskazuje jednak na to, że zostanie ona odtrącona.

Nicolas Sarkozy tymczasem radykalnie zmienia swój język. Przed pierwszą turą szedł do wyborów jako kandydat zdecydowanej prawicy, teraz zaczyna mówić o "jedności narodowej" i "braterskiej Republice" ludzi różnych przekonań.













Reklama