"Ojciec prosił nas, abyśmy przyrzekli, że nikt nie powie Emmie o jego śmierci" - mówi gazecie "Daily Mail" Matt Cornel, brat uczestniczki. Mimo takiej ostatniej woli umierającego mężczyzny, australijskie media aż huczą od dyskusji, co jest ważniejsze - śmierć bliskiego czy atrakcyjny program telewizyjny?

Emma Cornell, 24-letnia instruktorka fitness, żyje w domu Wielkiego Brata jak gdyby nigdy nic - żartuje ze współlokatorami, czasem się z nimi spiera, bawi się w ogrodzie, opala, chadza do "pokoju zwierzeń". Jak zareagowałaby na wiadomość o śmierci ojca? Mogłaby zrezygnować z dalszego uczestnictwa w reality show. A tego producenci programu nie chcą.

Dziewczyna nie miała kontaktu z ojcem przez sześć lat. Zaczęli ze sobą rozmawiać krótko przed jej wejściem do domu Wielkiego Brata. Wtedy dowiedziała się, że ojciec jest ciężko chory. Mimo to nie zrezygnowała. "Emma wiedziała, że ojciec może umrzeć, gdy ona będzie w programie" - tłumaczy jej brat.