Giovanni Battista Pinna został uprowadzony dla okupu. Zniknął we wrześniu zeszłego roku. Porywacze zażądali za niego kilkaset tysięcy euro.

Rozpoczęły się poszukiwania. Karabinierzy przeczesywali całą Sardynię. O uwolnienie mężczyzny apelował nawet papież Benedykt XVI. W całych Włoszech ludzie - wstrząśnięci nieznanym losem hodowcy bydła - organizowali marsze i pikiety na znak solidarności z porwanym. Ale wszystko na nic.

Reklama

I nagle dziś rano Giovanni Battista Pinna zadzwonił do swojej siostry. Słabym głosem powiedział, że jest w zachodniej części wyspy, niedaleko miejscowości Tristano. Zaraz pojechali po niego karabinierzy. Gdy go znaleźli, miał jeszcze ciężkie łańcuchy na rękach.

Hodowca był zbyt wycieńczony, żeby opowiedzieć, jak odzyskał wolność. Zdołał tylko wykrztusić, że porywacze trzymali go w strasznych warunkach. Nie miał nawet koca, musiał spać na gołej ziemi.

Porwania dla okupu na Sardynii zdarzają się często, bo to wyspa w dużej części opanowana przez gangi.

Reklama