Ten zbieg okoliczności na pewno zadziwi wielu pasjonatów lotów kosmicznych. Sabotaż w NASA był pierwszym w historii. Pracownik kosmodromu uszkodził komputer promu. Ale wahadłowiec wystartuje zgodnie z planem. Eksplozja na pustyni Mojave jest tym bardziej tajemnicza, że ogromny obszar wokół miejsca wybuchu od razu został odcięty. Władze tłumaczyły to skażeniem terenu.
Wybuch wstrząsnął kalifornijskim portem lotniczym późnym wieczorem czasu polskiego. Na miejscu zginęło dwóch pracowników lotniska, czterech zostało poważnie rannych. Jedna z ciężko poparzonych osób zmarła potem na stole operacyjnym.
Według władz podczas eksplozji wyciekły trujące substancje. Dlatego zamknięto ogromny teren wokół lotniska - w sumie 1335 hektarów. Stacje telewizyjne pokazywały zdjęcia zamkniętego terenu. Widać było poskręcany sprzęt i wraki samochodów. Strażacy wjechali na lotnisko dopiero kilka godzin po eksplozji. Nie wiedziano co dokładnie wybuchło i bano się kolejnych wybuchów.
W ośrodku na pustyni Mojave testuje się silniki rakietowe i pionierskie samoloty kosmiczne Burta Rutana. Rutan razem z miliarderem z Microsoftu Paulem Allenem i brytyjskim baronem kolejowym Richardem Bransonem założył kosmiczną firmę turystyczną. W 2004 roku jego trzyosobowy samolot SpaceShipOne odbył pierwszy udany lot kosmiczny.
Czy ten incydent to nieszczęśliwy wypadek, czy może sabotaż, tak jak w przypadku NASA? Tego jeszcze nie wiadomo. Ale eksplozja na pewno przeszkodzi szybkiemu startowi turystycznych samolotów trzech miliarderów.