"We Francji sądy są niezależne. Jednak nie można wykluczyć, że Sarkozy przystąpił do rozprawy z wrogami, którzy próbowali złamać jego karierę" - mówi DZIENNIKOWI politolog Philippe Moreau Defarges z Francuskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (IFRI).

Opalony de Villepin wrócił właśnie z wakacji na Tahiti. "Nigdy nikogo nie prosiłem o śledzenie polityków. Nigdy też nie brałem udziału w jakichkolwiek politycznych spiskach" - powiedział po opuszczeniu paryskiego Pałacu Sprawiedliwości. "To bolesne chwile dla mnie samego i mojej rodziny" - dodał.

Towarzyszący mu adwokaci skarżyli się, że ich klient nie miał do tej pory dostępu do 26 tomów akt sprawy. A jest ona skomplikowana. Afera ma związek ze śledztwem w sprawie korupcji, do której miało dojść w 1991 r., gdy francuski koncern Thompson CSE finalizował wartą prawie 3 mld dol. transakcję sprzedaży sześciu fregat Tajwanowi. Na tajne konta luksemburskiej spółki Clearstream miały trafić łapówki w wysokości 3 mln dol., a jednym ze skorumpowanych polityków miał być ówczesny minister gospodarki Nicolas Sarkozy.

Dochodzenie wykazało jednak, że informacja o lepkich rękach Sarkozy’ego, która przeciekła do prasy, była sfrabrykowana i stał za nią de Villepin. To on zlecił zbadanie rzekomych powiązań Sarko z tą aferą generałowi Philippe’owi Rondotowi ze służb specjalnych. Fałszywe oskarżenie miało zablokować start Sarkozy’ego w nadchodzących wyborach prezydenckich. Kandydatem prawicy miał być de Villepin, ulubieniec prezydenta Chiraca, który nie raz dawał do zrozumienia, że to właśnie swojemu pupilowi najchętniej przekazałby władzę.

Kilka tygodni temu prokuratorzy wpadli na nowy trop. Okazało się, że de Villepin nakazał zniszczenie kompromitujących go notatek i dyskietek w tej sprawie. Informacje zachowały się jednak w komputerze gen. Rondota. Wynika z nich także, że w 2004 r. de Villepin i Chirac próbowali wspólnie "zniszczyć" Sarkozy’ego.
Były szef państwa na razie próbuje uniknąć odpowiadania na niewygodne pytania śledczych. Kilka tygodni temu odmówił stawienia się na przesłuchanie, powołując się na art. 67 francuskiej konstytucji, zgodnie z którym prezydent nie odpowiada za czyny, których dokonał w czasie pełnienia tej funkcji.

Jacques Chirac nie może jednak spać spokojnie. Po odejściu z Pałacu Elizejskiego stracił immunitet chroniący go przed procesami. Kilkanaście dni temu został przesłuchany w tzw. aferze ratuszowej. Podejrzewa się go o zatrudnianie na fikcyjnych etatach partyjnych współpracowników, gdy jako mer rządził Paryżem.

W trakcie wyborów media pisały o tajnym porozumieniu Sarkozy’ego z Chirakiem, że ten drugi nie będzie ścigany za żadne przestępstwa w zamian za poparcie obecnego prezydenta. "Choćby to, że doszło do przesłuchania Chiraca, świadczy o tym, że to nieprawda. Gdyby taki układ wyszedł na jaw, Sarkozy ryzykowałby utratą popularności, a na to jest zbyt sprytny" - mówi DZIENNIKOWI Philippe Moreau Defarges.












Reklama