"Najnowsza historia Rosji 1945 - 2006" i "Świat w XXI wieku" to prace, które liczą ponad kilkaset stron każda. - Rozwijamy w nich ideologię państwową, która reprezentuje wizję nas samych jako narodu - tłumaczył dziennikarzom Leonid Poljakow, politolog i jeden z redaktorów skryptów. "Posłużą one do kształtowania postaw obywatelskich" - przekonywał na konferencji nauczycieli szkół średnich i wyższych, którą Putin zorganizował w swojej podmoskiewskiej daczy.
Głos w tej sprawie zabrał również sam prezydent. "Nie możemy dopuścić, by inni wpajali nam poczucie winy (...) Nie mamy aż tak ponurych kart w historii jak nazizm" - przekonywał. Po takim wystąpieniu wszystko stało się jasne: Rosja czas jelcynowskiej smuty i przepraszania za to, że w ogóle istnieje, ma za sobą. Teraz wzmocniona dolarami z handlu ropą i gazem zaczyna nowy etap rozwoju, w którym nie ma miejsca na poczucie słabości i winy. "Jeśli go nie wyplenimy, Rosja nigdy nie stanie się mocarstwem" - twierdzą kremlowscy doradcy.
Część nauczycieli bije na alarm: prezydenccy technolodzy polityczni chcą nauczanie historii zmienić w spektakl propagandy. "Skrypty są jedynie rekomendacją" - zapewnia DZIENNIK jeden z autorów "Najnowszej historii Rosji 1945 - 2006" Paweł Danilin, historyk z Fundacji Polityki Efektywnej, na czele której stoi doradca Kremla Gleb Pawłowski. "Chcemy tylko pomóc nauczycielom w prowadzeniu lekcji. Tak by mogli wychować dzieci w duchu miłości do ojczyzny. Bez sensu jest pisanie podręczników, które tego zadania nie spełniają" - dodaje.
Miłość do ojczyzny, o której mówi, obejmuje również uwielbienie dla obecnego prezydenta. To Danilin napisał, że od 2000 roku "praktycznie każde dobre działanie w Rosji wiąże się z Władimirem Putinem". Sami Rosjanie nie mają złudzeń. Dokumentom z pieczątką Kremla - nawet jeśli są tylko zaleceniem - należy się odpowiednia atencja. - Smuci mnie, że skrypty zostaną potraktowane jako polecenie - mówi cytowana przez "Washington Post" Galina Kłokowa z Rosyjskiej Akademii Nauk.
W podobnym duchu wypowiadają się nauczyciele dyskutujący na internetowym blogu Danilina. "Nikt tego śmiecia nie będzie się uczył" - napisał dziennikarz Dmitrij Butrin. "Zdechniesz, a będziesz się uczył. Jesteś pederastą" - odpowiedział mu Danilin. "Nie można pozwolić, by historii Rosji uczył rusofob, gówniarz lub amoralny typ" - argumentował w polemice z innym internautą.
ARTUR CIECHANOWICZ: Ostatnio ukazały się dwa skrypty dla rosyjskich nauczycieli historii, w których dość pobieżnie omawiane są czasy stalinowskiego terroru, za to podkreśla się pozytywną rolę Józefa Stalina.
WŁADIMIR BUKOWSKI: Wcale mnie to nie dziwi. To konsekwentna polityka kremlowskich czekistów! Pamięta pan, co Putin mówił na spotkaniu z nauczycielami? Rosyjską historię trzeba napisać od nowa. I mamy tego przykład.
Co to znaczy napisać od nowa?
Choćby pomijając zbrodnie. Wypierając się mordu katyńskiego czy 40 milionów istnień ludzkich, ofiar ZSRR.
Kreml świadomie to robi?
Sam inspiruje tę propagandę. Buduje nową ideologię mocarstwową w myśl zasady: nikt nam nie może nic zarzucać i nie będzie tego robił. Kremlowscy politolodzy zapominają jednak, że prawdziwa siła polega m.in. na tym, że człowiek i cały naród potrafią przyznać się do błędów. Jest mi wstyd za to, co robią nasze władze. Budowanie patriotyzmu i tożsamości narodowej poprzez gloryfikowanie największego kata samych Rosjan - Józefa Stalina - to makabreska.
Skąd się bierze zapał kremlowskich politologów do pisania takiej wersji historii?
To nie tak. Oni są tak daleko od własnego narodu, że nie zdają sobie sprawy z właściwego znaczenia swoich decyzji. Dopóki na Kremlu rządzą czekiści, nic się nie zmieni.
Władimir Bukowski w czasach ZSRR dysydent, autor książki Moskiewski proces opisującej kulisy tajnych operacji KGB, w tym operacji propagandowych