Listy z żądaniem zapłacenia "podatku" trafiły do właścicieli firm i sklepików przede wszystkim z Kraju Basków oraz Nawarry. Do sporej części spośród 2 tys. przesyłek bandyci dołączyli fotografie członków rodzin przedsiębiorców, dając do zrozumienia, że są gotowi ich porwać. Zresztą ETA nie pozostawia wątpliwości: grozi, że wobec wszystkich, którzy "odmówią zapłacenia podatku, podejmie odpowiednie działania".

Reklama

Według danych hiszpańskiej, policji ETA zdobywa co roku szantażem aż 1,5 mln euro. Tym razem ma o wiele większy apetyt. "Od wielu lat otrzymujemy listy z pogróżkami. Jednak nigdy wcześniej ETA nie czyniła tego na tak dużą skalę i nie żądała tak dużo. W niektórych wypadkach to nawet 400 tys. euro! Nie zamierzamy im płacić" - zapowiedział Jose Manuel Ayesa, prezes Konfederacji Przedsiębiorców z Nawarry (CEN) w wywiadzie dla rozgłośni Radio Nacional de Espana.

Przykład oporu dał kilka lat temu słynny francuski piłkarz o baskijskich korzeniach Bixente Lizarazu. Gwiazdor Bayernu Monachium i reprezentant trójkolorowych, z którymi zdobył mistrzostwo świata i Europy, nie ugiął się przed szantażem terrorystów, choć grozili mu skrzywdzeniem rodziny.

"Wiemy, że ETA szantażuje głównie naszych kolegów z Kraju Basków. Nasi biznesmeni nie zgłosili nam tego rodzaju faktów. Być może się boją" - mówi DZIENNIKOWI Roberto Alonso Garcia, prezes Konfederacji Stowarzyszeń Przedsiębiorców z Burgos w Kastylii. Jak podkreśla, gdyby o czymś takim usłyszał, zachęcałby przedsiębiorców do składania doniesień na policję i do odmowy zapłacenia "rewolucyjnego podatku".

Reklama

Do tego samego namawia ich także minister sprawiedliwości Mariano Fernandez Bermejo. "Nikt nam nie pomoże, jeśli sami sobie nie pomożemy" - powiedział we wczorajszym wywiadzie dla dziennika "El Pais". Wśród właścicieli firm rośnie opór przeciwko płaceniu haraczu terrorystom, wciąż jednak wielu z nich boi się prosić policję o ochronę. Ich obawy zwiększała ugodowa polityki premiera Jose Luisa Zapatero, który za wszelką cenę chciał porozumieć się z terrorystami.

Jednak w ostatnich miesiącach rządzący Hiszpanią socjaliści porzucili "miękką politykę" i wydali ETA walkę. Pomogli Paryżowi w rozbiciu grupy działającej na terenie Francji: w ręce policji wpadło czternastu "etarras". A dwa tygodnie temu schwytano Juana Cruza Maizae Artolę, numer trzy w organizacji, który zna niemal wszystkie kryjówki i bazy terrorystów.

Mimo ostatnich sukcesów nie można jednak wykluczyć, że baskijscy terroryści przystąpią do kontrataku. Być może znów będą chcieli bombami i zamachami zmiękczyć socjalistycznego premiera i zmusić go do rozmów. Większość Hiszpanów ma jednak nadzieję, że rząd się nie ugnie, bo oznaczałoby to zwycięstwo terrorystów, z ktrych rąk zginęło ponad 800 osób.

Reklama



Jean-Francois Daguzan*: W ciągu ostatnich lat ETA stała się pozbawioną wszelkich ideałów zbrojną bandą walczącą wyłącznie o własne przetrwanie. Paradoks polega na tym, że wraz z rosnącą autonomią Kraju Basków separatyści zaostrzają żądania wobec władz w Madrycie. I pozostają ślepi na to, że Kraj Basków cieszy się równie wielką autonomią co Katalonia.

Problem polega na tym, że mimo krwawych zamachów i policyjnej represji ETA wciąż dysponuje silnym społecznym poparciem, dzięki czemu jest w stanie odbudować swoje wpływy. Dzieje się tak mimo coraz dotkliwszych ciosów zadawanych jej przez hiszpańską i francuską policję. Francja była do niedawna logistyczną bazą baskijskich terrorystów.

Ostatnie sukcesy francuskiej policji i coraz lepsza współpraca z Hiszpanami sprawiają jednak, że grunt pali się im pod nogami. ETA i jej polityczne ramię, dawna Batasuna, nie potrafią wyjść poza walkę zbrojną i zaproponować politycznego rozwiązania konfliktu. W dalszym ciągu są jednak zdolni do dokonania zamachów. Wojna z terrorystami będzie więc jeszcze trwała.


Jean-Francois Daguzan, ekspert paryskiej Fundacji Badań Strategicznych