Nie wiadomo, z jaką prędkością kawalkada jechała w poniedziałek. Ale pewnie bardzo szybko, skoro doświadczony 40-letni policjant zawadził o krawężnik. A potem z dużą siłą uderzył w drzewo. Lekarze, którzy jechali w kawalkadzie, próbowali go uratować. Niestety, policjant zmarł.
Bush jechał w kawalkadzie na lotnisko w Albuquerque w stanie Nowy Meksyk. Ochraniało go kilkunastu policjantów. Część była na motorach.
Od razu po wypadku Bush wydał oświadczenie i zadzwonił do wdowy po policjancie. Powiedział, że jest dumny z amerykańskich policjantów, którzy ryzykują życie, by chronić swojego prezydenta. Wdowie złożył kondolencje. Pocieszył też nastoletnie córki, które osierocił policjant.
To nie pierwszy taki wypadek za kadencji Busha. W listopadzie ubiegłego roku podczas wizyty Busha na Hawajach także zginął policjant z kawalkady. Dwóch innych zostało rannych.