Arianna Huffington jest dla wielu nadzieją dziennikarstwa w erze internetu. Jej serwis internetowy HuffingtonPost stał się jednym z najważniejszym amerykańskich mediów i radzi sobie lepiej niż większość wydawców.
– Ta kobieta to dynamit – mówi „DGP” Jack Shafer, naczelny amerykańskiego serwisu Slate.com. – Mimo ogromnej konkurencji i wszystkich możliwych przeszkód w ciągu pięciu lat stworzyła jeden z najpopularniejszych serwisów informacyjnych w amerykańskich mediach.
HuffingtonPost.com odwiedza miesięcznie ponad 24 mln osób, czyli więcej niż stronę internetową „Washington Post”. W tym roku przychody serwisu sięgną około 33 mln dol., a biznes zacznie przynosić pierwsze zyski. 60-letnia Arianna Huffington, Amerykanka urodzona w Grecji, jest dziś jedną z najbardziej wpływowych komentatorek w amerykańskich mediach.
Serwis, który dziś należy do czołówki informacyjnych stron w USA, początkowo miał być miejscem swobodnej krytyki prezydenta Busha. Z politycznego blogu szybko przekształcił się w internetowy portal o szerokim spektrum opisywanych tematów. HuffPo to dzisiaj także informacje o turystyce, modzie, jedzeniu, technologiach, sporcie i gwiazdach. Portal nie stroni w tytułach od mocno tabloidowego stylu. „Nieżywi i dochodowi” – zatytułował informację, że stowarzyszenie weteranów wojennych zatajało informacje o ubezpieczeniach dla rodzin ofiar wojny w Iraku.
Wojująca feministka
Choć HuffPo działa zaledwie od pięciu lat, Ameryka poznała Ariannę dużo wcześniej. Jest rok 1973. Barbara Walters, gwiazda telewizji ABC, zapowiada gościa swojego programu „Today’s Show”. To zaledwie 23-letnia dziewczyna z Europy, która wydała właśnie książkę „The Female Woman” wychwalającą feminizm i równouprawnienie kobiet. Jest pewna siebie i wygadana. „Ledwo pojawiła się w Nowym Jorku i za chwilę każdy wiedział, kim jest Arianna Stassinopulos” – wspomina Walters.
Matka Arianny zawsze jej powtarzała: „Twoim posagiem jest edukacja”. Od najmłodszych lat tonęła w książkach. Podczas studiów na Cambridge brała udział w każdej toczącej się na uczelni dyskusji. Na ostatnim roku studiów pierwszy raz wystąpiła w telewizyjnej debacie na temat feminizmu. To ona zainspirowała ją do napisania książki „The Female Woman”, która otworzyła Greczynce drogę do USA.
W 1971 roku wystąpiła w programie BBC „Face the Music”, w którym poznała ówczesną gwiazdę londyńskiego dziennika „The Times” Bernarda Levina. Miała 21 lat, on 42. Tak zaczął się dziewięcioletni związek, dzięki któremu Arianna poznała ówczesną londyńską liberalną elitę intelektualną. I sama stała się zagorzałym liberałem. Po rozstaniu wyjechała do Nowego Jorku. Bogatego republikańskiego senatora Michaela Huffingtona, jej przyszłego męża, poznała pięć lat później na przyjęciu u Ann Getty. Po ślubie Arianna stała się konserwatystką. Rozwiedli się po 12 latach. Krótko potem znowu wróciła do liberalnych poglądów.
Micah Sifry, inna internetowa bizneswoman cytowana przez „New Yorkera”, określa Ariannę mianem łączniczki. Szerokie znajomości pomogły jej szybko rozkręcić HuffPo. Choć jest jego współzałożycielką, nie włożyła w serwis ani dolara. Na starcie 4 mln dol. dał jej przyjaciel Kenneth Lehrer, a potem przyszły z pieniędzmi fundusze inwestycyjne, które w sumie zainwestowały już w HuffPo 33 mln dol.
– Huffington nie tylko przyciąga uwagę, ale też obdziela swoją uwagą innych – dodaje Sifry. Być może właśnie dzięki temu HuffPo może pochwalić się aż nieprawdopodobną, przekraczającą 6 tys. osób, liczbą blogerów zasilających codziennie serwis swoimi tekstami.
Otwartość na opinie innych daje serwisowi niebywałą w skali światowej liczbę komentarzy. Pod informacją o tym, że Jeb Bush może kandydować w wyborach prezydenckich za dwa lata, pojawiło się aż 8 tys. reakcji. Dla redaktora naczelnego brytyjskiego dziennika „The Guardian” Alana Rusbridgera Arianna i HuffPo wskazały dziennikom drogę w świecie nowych mediów.
Złodziejka czy dziennikarka
Przeciwnicy zarzucają Ariannie, że jej serwis ma niewiele wspólnego z dziennikarstwem. Z jednej strony – jak wypomniał były naczelny „Washington Post” – żeruje na pracy dziennikarzy z tradycyjnych redakcji, kradnąc ich materiały; z drugiej – wykorzystuje HuffPo do nachalnej autopromocji. Konkurencyjny Politico.com oraz plotkarski Gawker.com wytknęły jej, że tylko jednego dnia w ubiegłym tygodniu HuffPo aż pięć razy informowało o najnowszej książce Arianny „Third World America” opowiadającej o tym, jak mocno w czasie kryzysu ucierpiała amerykańska klasa średnia.
Nie wszyscy są nią zachwyceni. „Głupia blondynka dziennikarstwa, która jest tak oszołomiona bliskością władzy, że łyka wszystko, co się jej powie” – określił ją Bob Woodward, dziennikarz, który wraz z Carlem Bernsteinem odkrył aferę Watergate. Inni oskarżają też Huffington, że wykorzystuje HuffPo do załatwiania porachunków z osobami, których nie lubi. „To najbardziej okrutna, pozbawiona skrupułów osoba, jaką poznałem w ciągu trzydziestu lat obecności w polityce” – napisał o Ariannie konsultant polityczny Ed Rollins w swoich wspomnieniach. Dobrego zdania nie mają o niej także niektórzy byli już współpracownicy. Określają ją jako nieobliczalną i nerwową.
HuffPo nie jest jedynym serwisem polityczno-informacyjnym w USA, ale właśnie dzięki wyrazistości samej Arianny bije wszystkich innych na głowę. Konkurencyjny Politico.com gromadzi cztery razy mniejszą liczbę użytkowników niż HuffPo. Podobnych wyników i emocji, co serwis Arianny, nie wywołuje też The Daily Beast, którego szefową jest słynna Tina Brown, była naczelna „New Yorkera” i „Vanity Fair”. Gawker Media, do której należy kilkanaście blogów informacyjnych, w tym tak znane jak Gawker.com czy Gizmodo.com, radził sobie w roku 2008 tak słabo, że musiał ciąć koszty, zwalniając 13 proc. załogi. Nieco lepiej wygląda sytuacja najbardziej znanych blogów technologiczno-biznesowych, którym łatwiej przyciągnąć reklamodawców. Ale ich osiągnięcia też nie są rewelacyjne. Najbardziej znany serwis technologiczny na świecie – TechCrunch – zaczął na siebie zarabiać w zaledwie rok po starcie w 2005 roku, ale jego przychody są tak naprawdę niewielkie. W 2007 roku szacowano je na zaledwie 2,7 mln dol.
Na tym tle HuffPo wypada świetnie, ale w porównaniu do tzw. tradycyjnych mediów wciąż blado. 30 mln dol. przychodów, jakie ma osiągnąć w tym roku, to niewiele w porównaniu do wyników dziennika „The New York Times”, którego przychody z internetu wyniosły 50 mln dol. tylko w I kwartale tego roku. – To skutek tego, że większość serwisów wciąż nie znalazła skutecznego sposobu na przekucie ogromnej popularności na wysokie przychody z reklam. W internecie panuje ogromna konkurencja, a więc znacznie więcej chętnych do podziału reklamowego tortu niż w tradycyjnych mediach – podkreśla Daniel Lyons z „Newsweeka”.
Po pięciu latach Arianna Huffington zbudowała jednak serwis, który zatrudnia 178 redaktorów i dziennikarzy. Jest im już nawet w stanie zaoferować zarobki porównywalne do stawek, jakie dostają początkujący reporterzy w gazetach, czyli 30 – 40 tys. dol. rocznie. Według prezesa HuffPo Erica Hippeau potencjał serwisu jest znacznie większy i w niedalekiej przyszłości może osiągnąć przychody rzędu 100 mln dol. oraz 30 mln dol. zysku. W tym roku pojawiły się plotki, że zainteresowani przejęciem HuffPo są tacy giganci jak MSNBC oraz Yahoo! Bez względu jednak na to, czy HuffPo zacznie zarabiać, czy zostanie sprzedany któremuś z medialnych gigantów, Arianna Huffington już dawno jest jego największym beneficjentem. Nie ma w Ameryce tematu, w którym można by się obejść bez jej opinii.