"Wszyscy są zaszokowani prowokacyjnymi działaniami Korei Północnej" - powiedział na briefingu prasowym rzecznik amerykańskiego MSZ Mark Toner.

"Współpracujemy z naszymi partnerami w ustalonych ramach, więc nasze podejście jest przemyślane" - dodał.

Reklama

Wcześniej rzecznik Białego Domu Robert Gibbs oświadczył, że "USA stanowczo potępiają ten atak i wzywają Koreę Północną do powstrzymania się od agresywnych działań oraz do pełnego poszanowania warunków porozumienia dotyczącego zawieszenia broni" z 1953 roku. Podkreślił też, że Ameryka zaangażowała się, "by bronić (swojego) sojusznika (Koreę Płd.)".

Tymczasem Chiny, główny sojusznik Phenianu, wyraziły jedynie "zaniepokojenie sytuacją" i "nadzieję, że strony bardziej będą działać na rzecz pokoju i stabilizacji na Półwyspie Koreańskim". W takim tonie wypowiedział się rzecznik chińskiego MSZ Hong Lei.

W wyniku ostrzału zginęło co najmniej dwóch południowokoreańskich żołnierzy, a 18 osób, w tym 15 żołnierzy, zostało rannych. W płomieniach stanęło kilkadziesiąt budynków. Jak pisze agencja Reutera, był to najpoważniejszy atak Północy od zakończenia wojny koreańskiej w 1953 roku.

Korea Południowa odpowiedziała na północnokoreański atak ogniem i wysłała w okolice wyspy swoje myśliwce.