Dziennik "24 czasa" informuje w środę, że Borysow wysłał list przed wyjazdem do Brazylii, gdzie będzie uczestniczyć w inauguracji nowej prezydent tego kraju o bułgarskich korzeniach, Dilmy Rousseff. Premier dał do zrozumienia, że oczekuje, iż w pierwszych dniach 2011 roku prezydenckie dekrety zostaną podpisane.
Powołując się na źródła w MSZ, "24 czasa" pisze, że jeżeli Pyrwanow nie podpisze dekretów, ambasadorowie zostaną wezwani przez szefa dyplomacji na długie konsultacje do Sofii, a ambasadami będą kierować charge d'affaires. Chodzi o kluczowe ambasady, m.in. w Londynie, Rzymie, Watykanie, Berlinie, Madrycie, Lizbonie, Moskwie, Belgradzie, Pekinie i Tokio oraz w przedstawicielstwach przy ONZ w Nowym Jorku i Genewie.
Na liście byłych agentów-dyplomatów było 88 nazwisk, w tym 55 osób pracujących obecnie za granicą. Zdymisjonowanie ambasadorów wymaga jednak zgody prezydenta, który zajmuje wstrzemięźliwe stanowisko w tej sprawie i opowiada się przeciw zbiorowemu odwoływaniu dyplomatów, domagając się rozpatrywania sprawy każdego z nich oddzielnie.
Według dziennika z powodu ambasadorów między urzędem prezydenta i MSZ trwa "zimna wojna", jakiej nie było od połowy lat 90., kiedy ówczesny prezydent i szef dyplomacji nie mogli porozumieć się co do mianowania ambasadorów. "MSZ jest zdecydowane grać twardo" - ocenia "24 czasa" i dodaje, że w wyniku konfrontacji prezydent, którego kadencja upływa w styczniu 2012 roku, może zostać pozbawiony możliwości wysłania kilku swoich bliskich współpracowników na placówki dyplomatyczne.
Ustawodawstwo bułgarskie nie zakazuje byłym agentom komunistycznej bezpieki pełnienia funkcji publicznych. MSZ opracowało projekt nowelizacji ustawy o służbie dyplomatycznej, który ma taki zakaz wprowadzić. Nowela ma wpłynąć do parlamentu w styczniu.