Do informacji MAK czasem trudno dotrzeć. „Rosyjscy urzędnicy prowadzący śledztwo w sprawie katastrofy, w której zginął Lech Kaczyński większą część winy zrzucili na Polaków, twierdząc, że załoga lądowała w fatalnych warunkach pogodowych pod presją dowódcy sił powietrznych, który wcześniej pił alkohol” – pisze prestiżowy amerykański dziennik „The Washington Post”, relacjonując konferencję prasową MAK na jednej z podstron, zawierającej serwis informacji z Europy. „W raporcie uznano, że rosyjscy kontrolerzy lotów nie ponoszą żadnej winy” – dodaje.

Reklama

Reporter gazety relacjonuje środową konferencję prasową MAK, nie odnosząc się jednak do informacji, jakie zostały udostępnione na spotkaniu Tatiany Anodiny z dziennikarzami. Przypomina za to okoliczności, w jakich doszło do katastrofy: uroczystości w Katyniu i stopniowe odchodzenie Kremla od wysławiania polityki Józefa Stalina.

Informacje o raporcie MAK zostały niemal zupełnie zlekceważone w serwisach sieci telewizyjnych, takich jak CNN, Fox News czy Al Dżazira.

Reporterzy agencji Reutera skupili się z kolei na wątku psychologicznej presji, jaką wywierała na załogę obecność prezydenta Lecha Kaczyńskiego na pokładzie. „On się wścieknie” – cytują tę kwestię za nagraniami z czarnej skrzynki samolotu. „Oczekiwana negatywna reakcja głównego pasażera” – to jawne nawiązanie Tatiany Anodiny do reakcji prezydenta na ewentualne opóźnienie w wizycie w Katyniu. Relacja z Moskwy ukryta jest na podstronach wszystkich serwisów Reutera – zarówno amerykańskich, jak i europejskich czy arabskich.

Reklama

Z dużych światowych sieci jedynie BBC informuje swoich czytelników o raporcie MAK na głównej stronie serwisu – więcej uwagi poświęcając jedynie powodziom w Australii. Brytyjczycy zarówno streszczają informacje, jakie podała Tatiana Anodina, jak i przypominają negatywną opinię Donalda Tuska o raporcie i słowa Jarosława Kaczyńskiego, który stwierdził przed świętami, że nie rozpoznał ciała swojego brata po tym, jak przywieziono je do Polski.

Lakoniczne informacje o raporcie MAK znalazły się też w chińskiej oficjalnej agencji Xinhua, francuskiej agencji prasowej AFP, serwisie agencji Bloomberg i izraelskiej gazecie Yediot Ahronot. Jedynie Chińczycy umieścili je na głównej stronie serwisu.