Od piątkowego poranka trwają w Kairze, Aleksandrii i Suezie starcia między antyrządowymi demonstrantami a siłami bezpieczeństwa. Jak ujawniła firma Vodafone, rząd nakazał operatorom komórkowym wyłączenie przekaźników w niektórych regionach kraju. Są też kłopoty z internetem.W całym kraju obowiązuje godzina policyjna: od 6 wieczorem do 7 rano.

Reklama

http://www.dailymotion.pl/video/xgs9nh_internet-blocked-amid-egypt-protests_news

W największych miastach Egiptu – Kairze, Suezie, Al-Mansour i Aleksandrii – policja użyła przeciw protestującym ludziom gazu łzawiącego, gumowych kul i armatek wodnych. W samym tylko Kairze rannych zostało około 410 demonstrantów. Niektórzy z nich, z ranami postrzałowymi, są w ciężkim stanie - informują źródła medyczne.
W stolicy kraju strumieniami wody potraktowano m.in. przywódcę świeckich opozycjonistów i byłego szefa Międzynarodowej Agencji Enrgii Atomowej, Mohameda ElBaradei. Chwilę później uniemożliwiono mu swobodę ruchów - policjanci nie pozwalali politykowi na opuszczenie placu, na którym się znajdował. Grupę jego zwolenników, którzy próbowali bronić go przed armatkami wodnymi policjanci potraktowali pałkami. Po południu przedstawiciele egipskich sił bezpieczeństwa poinformowali, że osadzili ElBaradei w areszcie domowym.
Uczestnicy antyrządowych protestów w Suezie nieśli ulicami zwłoki jednego z demonstrantów, który - jak twierdzą świadkowie - zginął podczas starć z policją. W relacji CNN widać, jak policja zastrzeliła jednego z protestujących w Kairze.
Reklama
Z oficjalnych danych wynika, że w trakcie walk ulicznych zginęły już trzy osoby. Oficjalnie przyczyną ich śmierci były gumowe kule używane przez policjantów. Według świadków, w starciach z siłami porządkowymi rannych zostały dziesiątki - jeżeli nie setki - osób. Podobno jest wśród nich polityk, który był rywalem Hosniego Mubaraka wyborach prezydenckich w 2005 roku - Ajman Nur.
Nie ma wątpliwości, że z każdą godziną sytuacja może się jeszcze bardziej skomplikować. Wraz z końcem modlitw piątkowych – a piątek jest w świecie muzułmańskim świętem, kazania wygłaszane tego dnia mają szczególne znaczenie – ludzie wychodzący z meczetów przyłączają się do demonstrantów. Tak stało się m.in. w Kairze, gdzie na głównym placu miasta modliło się około dwóch tysięcy ludzi. Wraz z nimi, po wcześniejszej modlitwie, dołączył do protestów ElBaradei.
W relacji CNN widać, jak auto policyjne wjeżdża w tłum i uderza jednego z protestujących.
W Kairze tłum skandował „Precz z Hosnim Mubarakiem”, tysiące ludzi stoją przed pałacem prezydenckim. Na gaz i armatki wodne zwolennicy opozycji odpowiadają kamieniami i zrywaniem niemal wszechobecnych plakatów z wizerunkiem Mubaraka. Po południu w Kairze krzyczano też: "Gdzie jest armia? Chodźcie i zobaczcie, co robią z nami policjanci! Chcemy armii, chcemy armii!".
Media donoszą, że czołgi już wyjechały na ulice Kairu i Suezu. Świadkowie informują o starciach i strzałach w Kairze, w pobliżu parlamentu.
Dramatyczny przebieg mają też wydarzenia w Aleksandrii, gdzie demonstranci puścili z dymem budynek gubernatorstwa w centrum miasta.



Choć ElBaradei jest najlepiej znanym na Zachodzie egipskim przeciwnikiem prezydenta Mubaraka – a sam twierdzi, że jest gotów pokierować transformacją polityczną w swym kraju, jeśli zechce tego naród – wcale nie jest przesądzone, że demonstranci poprowadzą go do władzy.

W czwartym dniu protestów rząd Mubaraka stara się lawirować. Zapowiedziano „otwartość na dialog” – a jednocześnie ostrzeżono, że demonstracje będą tłumione za pomocą wszelkich środków. W programie katarskiej stacji Al-Dżazira pojawił się za to przewodniczący komisji spraw zagranicznych w egipskim parlamencie, a jednocześnie polityk rządzącej krajem partii, Motaffa el-Fekki. Zaapelował on do Mubaraka o podjęcie "bezprecedensowych reform" w celu uniknięcia rewolucji. "Nigdzie na świecie siły bezpieczeństwa nie są w stanie zapobiec rewolucji" - stwierdził.
Ale te w Egipcie próbują. Tamtejsze służby bezpieczeństwa starają się w miarę możliwości zakłócać dostęp do internetu i usług sieci komórkowych. Według plotek, w nocy z czwartku na piątek agenci aresztowali też grupę działaczy opozycji, miejscami miało też dochodzić do starć między przeciwnikami Mubaraka a mundurowymi. Policja zatrzymała też czwórkę francuskich dziennikarzy.
Zatrzymania miały objąć przede wszystkim członków egipskiego Bractwa Muzułmańskiego, jednak w demonstracjach uczestniczą ludzie z wszelkich możliwych grup społecznych. "Przełamaliśmy barierę strachu" - powiedział BBC znany egipski reżyser Ahmed Rasheed, który przyłączył się do manifestacji. "Ludzie wychodzą na ulice, młodzi, bez względu na pochodzenie. Wykształceni, niewykształceni, z wyższych sfer, z niskich..."
W ciągu czterech dni demonstracji w Egipcie zginęło już co najmniej siedem osób, a ponad 1000 zostało aresztowanych. Protestujący wzorują się na tunezyjskiej "Jaśminowej Rewolucji", w wyniku której ponad tydzień temu obalono prezydenta Zine al-Abidine Ben Alego. Według komentatorów piątkowe starcia mogą mieć decydujące znaczenie: jeśli demonstracje przyciągną wielu ludzi i pokażą siłę tłumu, lokalna opozycja może złapać wiatr w żagle. Jeśli jednak uda się je zgnieść - reżim Hosniego Mubaraka będzie miał szansę odzyskać panowanie nad sytuacją.