Australia będzie musiała w tym roku zacisnąć pasa. Ale w przeciwieństwie do wielu innych państw wysoko rozwiniętych nie z powodu nieodpowiedzialnej polityki budżetowej, tylko aby pokryć koszty klęsk żywiołowych, które nawiedziły ten kraj. Premier Julia Gillard zapowiedziała wczoraj cięcia wydatków publicznych. – Przejrzymy budżet i podejmiemy decyzje. Nie pozostało już wiele łatwych rozwiązań, więc dalsze cięcia budżetowe będą bolesne – powiedziała Gillard w stacji Channel Ten.
Australię w ostatnich tygodniach dotknęła cała seria katastrof naturalnych – od połowy grudnia w stanie Queensland trwa największa w historii powódź, która zniszczyła uprawy bawełny, pszenicy i wstrzymała wydobycie węgla, a w połowie minionego tygodnia przez północną część tego samego stanu przeszedł cyklon Yasi. Na dodatek teraz powodzie powstają w Victorii. Queensland wytwarza 19 proc. australijskiego PKB i 10 proc. eksportu.
Całkowite straty gospodarcze nie zostały jeszcze wyliczone, ale niektórzy tamtejsi ekonomiści szacują je nawet na 30 mld dolarów australijskich (30 mld dolarów amerykańskich). To mniej więcej 2,5 proc. rocznego PKB i prawie połowa deficytu w bieżącym roku budżetowym. A tegoroczny wzrost gospodarczy zmniejszy się o pół punktu procentowego. Aby zebrać pieniądze na odbudowę ze zniszczeń, rząd już pod koniec stycznia zapowiedział wprowadzenie nadzwyczajnego podatku powodziowego dla średnio- i najlepiej zarabiających, który ma przynieść 1,8 mld dolarów, oszczędności budżetowe w wysokości 2,8 mld dolarów oraz wstrzymanie kilku planowanych inwestycji w infrastrukturę, co pozwoli zaoszczędzić kolejny miliard. Mimo że to nie wystarczy, Gillard oświadczyła wczoraj, że nie będzie zwiększać podatku powodziowego, a zamiast tego chce zmniejszyć wydatki na inne cele.
Australia przez globalny kryzys przeszła stosunkowo bezboleśnie i nie musiała wprowadzać w życie drastycznych programów oszczędnościowych. W porównaniu z USA, Japonią czy państwami Unii Europejskiej jej deficyt budżetowy nie jest duży (w bieżącym roku budżetowym, który się kończy 30 czerwca, wynosi on 4,7 proc. PKB), a rząd planuje, by już od lat 2012 – 2013 osiągnąć nadwyżkę. Na dodatek bezrobocie jest niewielkie, a australijski dolar w ciągu ostatnich kilku lat stale zyskuje na wartości.
Pomysł wprowadzania cięć z powodu katastrof naturalnych budzi jednak kontrowersje. Krytykuje go m.in. Warwick McKibbin, jeden z członków rady dyrektorów Banku Rezerw Australii (RBA), czyli tamtejszego banku centralnego. Jego zdaniem rząd powinien przestać fetyszyzować kwestię nadwyżki budżetowej, a zamiast tego zwiększyć zadłużenie. – Pożyczanie jest znacznie lepszą strategią. To klasyczny przypadek sytuacji, w której rząd powinien pożyczać. Mamy pole manewru, by krótkoterminowo zwiększyć deficyt z powodu tego typu katastrof – uważa McKibbin.
Zarówno podatek powodziowy, jak i oszczędności budżetowe muszą jeszcze zostać zaaprobowane przez deputowanych. A to nie będzie wcale łatwe, bo Gillard kieruje rządem mniejszościowym i musi zdobyć poparcie co najmniej czterech posłów spoza Partii Pracy. Głosowanie w tej sprawie jest zaplanowane na jutro.