Szpital przyjął "16 osób rannych, dwie z nich to policjanci" - powiedział doktor Abdul Pakhla, odpowiedzialny za służbę zdrowia w prowincji Kandahar.
Przedstawiciel władz prowincji dodał, że jedna osoba poniosła w zamieszkach śmierć.
W Dżalalabadzie, 150 km na wschód od Kabulu, setki studentów zablokowały łączącą ze stolicą kraju drogę - powiedział w niedzielę rzecznik prasowy afgańskiego MSW, Zamarai Baszary.
Podczas podobnych demonstracji w sobotę w Kandaharze zginęło 10 osób, a 83 zostały ranne. Władze twierdzą, że w demonstracjach brali też udział talibowie.
W piątek z kolei biuro ONZ w mieście Mazar-i-Szarif na północy Afganistanu zostało zaatakowane przez uczestników demonstracji zorganizowanej w proteście przeciwko spaleniu Koranu. ONZ potwierdziła śmierć swych siedmiu pracowników.
Do protestów doszło po tym, jak w parafii pastora Terry'ego Jonesa w Gainesville na Florydzie spalono Koran. Pastor Jones stoi na czele małego Kościoła Dove World Outreach Center. W ubiegłym roku zamierzał ogłosić rocznicę ataków z 11 września "Dniem palenia Koranu". Jak twierdził, Koran "głosi prawdy niezgodne z Biblią" i zachęca muzułmanów do ekstremizmu oraz aktów przemocy. W wielu krajach odbyły się wówczas demonstracje przeciwko akcji.
Sądzono wtedy, że sprawa została zażegnana, jednak niespodziewanie 20 marca w jego kościele zorganizowano "proces" Koranu. Księgę uznano za "winną" i spalono. Mieszkańcy miasta i dziennikarze zignorowali to wydarzenie - pojawiło się na nim jedynie 30 osób.