Przez wiele lat "wspomagane samobójstwo" było w Szwajcarii legalne, a co więcej – do dziś cieszy się sporym poparciem Szwajcarów. Wielu z nich uważa, że każdy ma prawo wybrać moment swojej śmierci oraz sposób, w jaki chce się pozbawić życia.

Reklama

Innego zdania jest jednak Ewangeliczna Unia Demokratyczna – organizacja dążąca do uchwalenia zakazu, która doprowadziła do ogłoszenia referendum. Działacze Unii są ostrożni: na wypadek, gdyby zwolennicy "wspomaganych samobójstw" przeważyli, przygotowali wersję kompromisową. Zgodnie z nią "wspomaganego samobójstwa" mogli by legalnie dokonać mieszkańcy kantonu Zurych (gdzie odbywa się referendum) – ale już nie cudzoziemcy.

Bo też wielu Szwajcarom nie podoba się, że ich kraj stał się celem pielgrzymek samobójców – zwłaszcza z sąsiednich krajów. Ciężko chorzy, albo znajdujący się w głębokiej depresji Niemcy, Francuzi czy Brytyjczycy, zjeżdżają pod Alpy, żeby skorzystać z "usług" oferowanych przez organizacje takie, jak znana na całym świecie "Dignitas". Opinią publiczną wstrząsnęło w ubiegłym roku odnalezienie w Jeziorze Zuryskim kilkunastu urn z ludzkimi prochami. Jak się powszechnie uważa, były to szczątki cudzoziemców, którzy skorzystali ze "wspomaganego samobójstwa" w Szwajcarii. Na dodatek mieszkańców kraju bulwersuje sposób, w jaki cudzoziemcy korzystają z usługi: dokonują samobójstwa praktycznie natychmiast po przyjeździe do Szwajcarii – w ciągu dwóch dni od przekroczenia granicy. Dwie trzecie Szwajcarów ma dosyć tego rodzaju "turystyki".

Całkowity zakaz będzie oznaczał dla "Dignitas" – i podobnych organizacji – koniec działalność. Wersja kompromisowa pozostawi "furtkę" dla Szwajcarów. Choć w referendum będą głosować obywatele kantonu Zurych, to szwajcarski rząd rozważa w tej chwili rozciągnięcie zakazu na cały kraj. Wynik referendum będzie dla gabinetu wskazówką – i jak uważa, nawet fiasko projektu zakazu niewielką ilością głosów może skłonić Berno do wprowadzenia ogólnokrajowych restrykcji.

Reklama