Islandia zamknęła największy port lotniczy na wyspie i anulowała wszystkie krajowe połączenia w obawie przed konsekwencjami erupcji. Tamtejsze państwowe Biuro Meteorologiczne uspokaja jednak, że chmura popiołów nie powinna zakłócić komunikacji lotniczej na reszcie kontynentu – tak jak stało się to przeszło rok temu, po erupcji wulkanu Eyjafjallajokul.
Jak zapowiadają instytucje nadzorujące ruch lotniczy nad wyspą, zakaz lotów zostanie utrzymany dopóki nie będzie jasne, jakie będą konsekwencje powstania chmury popiołów nad Grimsvotn. Zakaz obowiązuje w tej chwili w strefie 222 km wokół wulkanu. Zamknięte – przynajmniej do późnych godzin wieczornych w niedzielę – będzie lotnisko Keflavik. Mimo to urzędnicy uspokajają, że kataklizm nie powinien mieć takich skutków jak ubiegłoroczna erupcja. Wiąże się to m.in. ze strukturą pyłu – znacznie bardziej szkodliwą w przypadku popiołów, jakie wydobywały się z Eyjafjallajokul.
Piloci, którzy mieli okazję oglądać nową chmurę pyłów, twierdzą jednak, że do złudzenia przypomina ona tę sprzed roku – a nawet może ją przewyższyć pod względem zasięgu.
Grimsvotn wybuchł ostatni raz w 2004 roku. Wówczas samoloty przelatujące nad wyspą przekierowano na trasy przebiegające nad południową częścią wyspy. Nie zamykano jednak wówczas lotnisk. Ubiegłoroczna erupcja dotknęła jednak 10 mln pasażerów i doprowadziła do zakłóceń w ruchu lotniczym nie notowanych od czasów II wojny światowej.