Ostatni kat w Zimbabwe przeszedł na emeryturę w 2005 roku i od tego czasu wszystkie egzekucje musiano odłożyć na czas nieokreślony. Rozpisano nabór, ale chętnych brak. Wiceminister sprawiedliwości Obert Gutu mówi, że większość ludzi odrzuca karę śmierci, a zawód kata utożsamia z mordowaniem. Poza tym w społeczeństwie głęboko zakorzenione jest przekonanie, że kata i jego rodzinę będą nawiedzać złe duchy.

Reklama

Gutu również uważa, że kara śmierci jest "nieludzka" i "prymitywna". Opowiada się za jak najszybszą zamianą wyroków śmierci na kary dożywotniego więzienia.

Znalezienie kata utrudnia również mało zachęcające wynagrodzenie - w przeliczeniu ok. 300 amerykańskich dolarów miesięcznie. A kandydat - któremu rząd obiecuje zagwarantowanie anonimowości - musi się wykazać mocnymi nerwami i umiejętnością założenia skazańcowi stryczka. Zgłoszenia kobiet w ogóle nie są brane pod uwagę.

Kościół anglikański w Zimbabwe jest przekonany, że stanowisko kata jeszcze długo pozostanie nieobsadzone, ponieważ wielu mieszkańców tego kraju jest praktykującymi chrześcijanami.

Wiadomo, że ostatniego kata dręczyły straszne wyrzuty sumienia - pisze na zakończenie "Focus".