Uczestnicy manifestacji twierdzili też, że prezydent Stanów Zjednoczonych bierze "stronę morderców przeciwko ofiarom". W ten sposób wyrażali oburzenie z powodu słów, które wypowiedział Obama na forum Narodów Zjednoczonych. Wcześniej Obamę skrytykowali palestyńscy politycy.

Reklama

Amerykański prezydent oznajmił w środowym wystąpieniu na sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ, że żadna "droga na skróty" nie rozwiąże trwającego od dziesięcioleci konfliktu bliskowschodniego, a pokój w regionie może być zawarty wyłącznie na podstawie negocjacji i porozumienia palestyńsko-izraelskiego.

Obama potwierdził tym samym sprzeciw USA wobec planów prezydenta Autonomii Palestyńskiej Mahmuda Abbasa, który zamierza wystąpić z wnioskiem do Rady Bezpieczeństwa ONZ o uznanie państwa palestyńskiego jako pełnoprawnego członka Narodów Zjednoczonych. Może to nastąpić w piątek. W rozmowie z Abbasem w Nowym Jorku Obama zapowiedział zawetowanie takiego wniosku.

Właśnie pod siedzibą Abbasa zebrali się demonstranci palący podobizny Obamy.

Dotychczasowe, środowe i czwartkowe, manifestacje palestyńskie przebiegały na ogół spokojnie - zgodnie z zapowiedziami władz palestyńskich, które z jednej strony zachęcają ludzi do wychodzenia na ulice dla poparcia starań o niepodległą Palestynę, ale z drugiej zapewniają, że nie dojdzie do wybuchu przemocy.

Zarówno izraelskie, jak i palestyńskie siły bezpieczeństwa - wbrew pozorom - mocno współpracują ze sobą, by uniknąć rozlewu krwi. Strona palestyńska zapewnia, że protesty będą się odbywały z dala od posterunków izraelskiej armii i żydowskich osiedli.

Zdaniem władz Izraela, próbą wiarygodności tych obietnic będzie czas po piątkowych modlitwach muzułmanów, kiedy mają się odbyć największe manifestacje. Także w licznych krajach arabskich w piątek dojdzie do propalestyńskich wystąpień.