"Powrót Putina na Kreml oznacza, że klasa rządząca ma zamiar utrzymać się u władzy na zawsze i nie jest skłonna do żadnego politycznego otwarcia, czy tzw. moskiewskiej wiosny. Można się w tym dopatrzeć pozytywnych oznak. Nikt nie może dłużej mieć żadnych złudzeń" - ironizuje Lilia Szewcowa z moskiewskiego centrum Carnegie. we wnikliwym komentarzu w opiniotwórczym magazynie "Foreign Affairs", wydawanym w USA.
Ekspertkę prowadzi to do wniosku, że "przyszła transformacja w Rosji może dokonać się tylko w wyniku rewolucji". "Rosyjskie rewolucje mogą oczywiście mieć dramatyczne konsekwencje, ale rządy Putina nie oferują Rosji żadnej alternatywy" - twierdzi.
Zmiany zachodzące w Rosji Szewcowa określa jako "nieodwracalne i złowróżbne": "Postsowiecka infrastruktura przemysłowa rozsypuje się: samoloty się rozbijają, tamy pękają, stare fabryki są zamykane, okręty podwodne toną. Kraj nie zdołał zbudować nowej infrastruktury od rozpadu ZSRR" - pisze politolożka.
"W tym samym czasie pogorszył się stan oświaty i służby zdrowia. Rozziew między biednymi a bogatymi powiększył się prowadząc do konfliktu klasowego. Terroryzm stał się elementem życia codziennego. Nacjonalizm i ksenofobia szerzą się szybko, zwłaszcza wśród młodych ludzi (...) Na szczeblu lokalnym na masową skalę doszło do fuzji zorganizowanych grup przestępczych, służb bezpieczeństwa i administracji państwa" - tłumaczy.
Oznaką stanu społeczeństwa jest także i to, że 150 tysięcy osób z rosyjskiej klasy średniej i inteligencji w ostatnich trzech latach wyjechało z Rosji, przeciwko czemu władze nie oponowały widząc w nich ludzi niezadowolonych i aktywnych, a zatem potencjalnie groźnych dla status quo.
"Rządy w dzisiejszej Rosji są nie tylko w rękach ludzi z najtajniejszej z sowieckich służb - KGB - znanej z represyjnych metod i podejrzliwego podejścia, ale też byłych funkcjonariuszy średnich i prowincjonalnych szczebli znanych ze szczególnie archaicznego i prymitywnego światopoglądu" - charakteryzuje ich Szewcowa.
"Ludzie ci doszli do najwyższych stanowisk przez przypadek, dlatego że byli przyjaciółmi lub znajomymi Putina, który sam był niczym się niewyróżniającym funkcjonariuszem KGB wybranym przez (Borysa) Jelcyna, ponieważ jego bezbarwna osobowość wydawała się Jelcynowi ucieleśnieniem lojalności. Z chwilą wejścia do administracji Jelcyna (w 1996 roku - PAP), Putin stosował te same kryteria selekcji wyznaczając swoich protegowanych na wysokie szczeble rosyjskiej biurokracji" - dodaje Szewcowa.
Według niej w Rosji mamy do czynienia "z osobliwym rodzajem neomonarchii janczarów szukających sposobów utrwalenia władzy i statusu swoich rodzin". Wskazuje na przykłady przejmowania kontroli nad bankami i innymi aktywami przez dzieci luminarzy obecnego establishmentu.
Szewcowa ostrzega, że klany dawnych funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa będą nadal prywatyzowały majątek państwa i walczyły o aktywa, a państwo będzie coraz bardziej wysługiwać się zorganizowanym światem przestępczym i samo stosować jego metody.
W następstwie tego, zdaniem politolożki, dojdzie do korozji systemu i paraliżu rządu federalnego, który stanie się niezdolny do rozwiązywania podstawowych społecznych problemów.
Szewcowa twierdzi, że z powodu ekonomicznej stagnacji (globalny kryzys nie ominął Rosji, gospodarka zależy od eksportu surowców) spadną przychody budżetu, władze będą miały przez to mniejsze możliwości zmiękczania opinii publicznej różnymi formami rozdawnictwa, a nawet będą zmuszone obciąć wydatki.
Stwarza to ryzyko odwołania się przez władze do represji. Analityczka zauważa, że 60 proc. budżetu państwa na 2012 rok przeznaczono na wsparcie armii i służb bezpieczeństwa oraz podniesienie standardu życia osób z nimi powiązanych.
"Rosja pilnie potrzebuje radykalnej zmiany systemu rządów. Wie o tym opinia publiczna i klasa rządząca. Na razie elita, choć rozumie, że brnie w ślepy zaułek, jest ostrożna. Brak jej odwagi i boi się, że zmiany doprowadzą do chaosu. Obecny system mniej lub bardziej umożliwia jej realizowanie własnych interesów (...) Wielu członków elity przy pierwszych oznakach rzeczywistych problemów może wsiąść do prywatnych odrzutowców i polecieć do Londynu lub Paryża" - podsumowuje Szewcowa. (PAP)