Jeden z lobbystów Łukaszenki, Leo Wallner, był już bohaterem skandalu, gdy jako szef austriackiego komitetu olimpijskiego (OeOC) z publicznych pieniędzy opłacił wczasy białoruskiego dyktatora w Alpach - pisze austriacka prasa.
Wallner na dwutygodniowy pobyt Łukaszenki i jego świty w górach w 2002 r. wydał co najmniej 200 tys. euro. Formalnie prezydent przyjechał na zaproszenie OeOC jako szef jego białoruskiego odpowiednika. Dzięki temu ominięto kwestię zamrożenia przez UE kontaktów z reżimem. Pieniądze poszły na luksusowe hotele, wynajem helikoptera, alkohol, hazard, a nawet imprezę, na której zagrał znany austriacki piosenkarz DJ Oetzi. Środki pochodziły z kieszeni sponsora generalnego OeOC, Casinos Austria, którego współwłaścicielem pozostaje... ten sam Leo Wallner.
Biznesmen bronił się, że goszcząc Baćkę, zabiegał o interesy gospodarcze Austrii. Rzeczywiście, austriacki biznes cieszy się na Białorusi nieformalnymi przywilejami. Telekom Austria jest np. właścicielem operatora telefonii komórkowej Velcom. Teraz zaś, dzięki śledztwu dziennikarzy „Die Presse”, wyszło na jaw, że Wallner legitymuje się austriackim paszportem dyplomatycznym. Dokument został przedłużony w 2010 r., po wybuchu skandalu z Łukaszenką, gdy Wallner nie pełnił już funkcji w OeOC, a był jedynie szefem prywatnej sieci kasyn.
Podobnym dokumentem umożliwiającym bezwizowe podróże i ograniczającym możliwość kontroli bagażu dysponuje też były wicekanclerz Hubert Gorbach. Ekspolityk rozbudowuje obecnie m.in. infrastrukturę sportową na Białorusi. W 2010 r. na zaproszenie Łukaszenki Gorbach obserwował sfałszowane wybory prezydenckie. Głosowanie i liczenie głosów w pełni odpowiadały zachodnioeuropejskim standardom. Wśród ludzi czuć było prawdziwą radość – komplementował ich przebieg w rozmowie z agencją BiełTA, zaś brutalne stłumienie powyborczej manifestacji opozycji nazwał „uprawnioną samoobroną”.
Reklama