Siostra Maria Gomez Valbuena jest oskarżona o to, że w 1982 r., pracując w jednym z madryckich szpitali, odebrała nowo narodzoną córkę, Pilar, jej matce Marii Luizie Torres i oddała na wychowanie pewnej parze małżeńskiej.

80-letnia dziś zakonnica najpierw skłamała matce, że "dziecko umarło", a następnie zagroziła jej, że jeśli ją zaskarży do sądu o kradzież noworodka, odbierze jej również starszą córkę jako "kobiecie niemoralnej", która urodziła dziecko nie mając męża.

Reklama

Według hiszpańskich mediów, prawdopodobnie uważała, że ma prawo to uczynić na podstawie dekretu rządu frankistowskiego ogłoszonego w 1940 r. Pozwalał on po zakończeniu wojny domowej (1936-1939) odbierać dzieci rodzinom podejrzanym o sympatie dla obalonej republiki oraz "niemoralnym" i oddawać je "prawomyślnym rodzinom" w celu zapewnienia im "właściwego wychowania moralnego".

Oskarżona zakonnica, odpowiadająca z wolnej stopy, odmówiła składania zeznań, a także rozmowy z dziennikarzami.

Jest ona pierwszą osobą postawioną przed sądem za porwanie dziecka spośród 1 500 oskarżonych w Hiszpanii o popełnienie tego czynu z pobudek politycznych bądź z chęci zysku, lub też z obu tych przyczyn naraz.

Niemal we wszystkich przypadkach skarżącymi są matki, które oświadczają, że dzieci zabrano im bezpośrednio po porodzie.

Dotychczas hiszpańskie prokuratury odrzucały wszystkie powództwa w tych sprawach z braku dostatecznych dowodów winy. Dlatego - jak podkreśla w czwartkowym wydaniu elektronicznym madrycki dziennik "El Pais" - sprawa oskarżonej zakonnicy może mieć znaczenie precedensowe i zmienić dotychczasowe podejście hiszpańskiego wymiaru sprawiedliwości do kwestii "skradzionych dzieci".

Reklama

Praktyka odbierania dzieci ich rodzicom, zapoczątkowana po zakończeniu hiszpańskiej wojny domowej w 1939 r., trwała przez wiele lat. Kontynuowano ją na mniejszą skalę również po śmierci Franco (1975) w pierwszych latach demokracji, aż do 1990 r.

Największe z hiszpańskich stowarzyszeń rodziców poszukujących swych skradzionych dzieci, ANADIR, twierdzi, że w latach 1939-1975 odebrano w Hiszpanii rodzicom ze względów politycznych i ideologicznych ok. 300 000 dzieci.

Maria Luisa Torres, której siostra zakonna zabrała dziecko posługując się szantażem, miała wyjątkowe szczęście. Mogła spotkać się ze swą córką Pilar po 29 latach, dzięki jej przybranemu ojcu, który skontaktował się z własnej inicjatywy z panią Torres.

Przez wszystkie te lata mieszkały 20 kilometrów od siebie, nic o sobie nawzajem nie wiedząc.

W dniu, w którym oskarżona o kradzież dziecka zakonnica stanęła przed sądem w Madrycie, minister sprawiedliwości w konserwatywnym rządzie hiszpańskim Alberto Ruiz Gallardon wypowiedział się w telewizji na temat "straszliwego ludzkiego dramatu", jakim była praktyka odbierania rodzicom dzieci.

Jednocześnie rząd hiszpański ogłosił, że przystępuje do sporządzania "rejestru skradzionych dzieci".