Ukochana Francois Hollande'a, dziennikarka Valérie Trierweiler, zabrała głos na Twitterze, życząc powodzenia jednemu z kandydatów starających się o fotel deputowanego z La Rochelle. I jej życzenie się spełniło - Olivier Falorni wygrał z 63-procentowym poparciem.

Reklama

Sęk w tym, że jego kontrkandydatką była Ségolène Royal, socjalistyczna kandydatka na prezydenta z 2007 roku i - co jest w tej sytuacji kluczowe - przez 30 lat partnerka Francois'a Hollande'a i matka czwórki jego dzieci.

We Francji rozpętała się burza, w głos zabrał także premier Jean-Marc Ayrault, który stwierdził, że Valérie Trierweiler powinna znać swoje miejsce.

Sam Francois Hollande, który nie zabierał głosu po wybuchu afery, już po ogłoszeniu wyników wyborów porażkę byłej partnerki ocenił jako wielkie rozczarowanie. Jednak anonimowe źródło, na które powołuje się gazeta "Le Parisien" utrzymuje, że prezydent był wściekły. Ona (Trierweiler) nie przewidziała konsekwencji, jakie jej wystąpienie może mieć dla autorytetu głowy państwa, partii socjalistycznej, dzieci jej i Francois'a Hollande'a - podkreśla informator. Media podają, że czworo dzieci, jakie Hollande ma z Ségolène Royal, nie chce mieć nic wspólnego z Valérie Trierweiler.

Sama zainteresowana przyznała, że jej wpis był błędem, i że była zaszokowana społeczną reakcją, z jaką się spotkała.

Valérie Trierweiler i Francois Hollande poznali się 23 lata temu, kiedy obecna francuska pierwsza dama była reporterką, a obecny prezydent był związany z Ségolène Royal.