Po tym jak w październiku taki właśnie ostrzał zabił pięciu tureckich cywilów, władze w Ankarze zwróciły się o pomoc do dowództwa NATO.
Do Turcji przyleciała już pierwsza grupa żołnierzy ze Stanów Zjednoczonych. W drodze na miejsce jest także grupa wojskowych z Holandii. Konwój około 160 samochodów z żołnierzami i sprzętem wyruszył właśnie z miasta Eindhoven. Będziemy chronić mieszkańców miasta Adana przed ewentualnym zagrożeniem ze strony syryjskich pocisków. Będziemy stacjonować wokół tego miasta, około 120 kilometrów od granicy z Syrią - podkreśla dowódca grupy pułkownik Marcel Baus.
Według holenderskich żołnierzy, ich system obrony przeciwrakietowej jest zdolny w trzy minuty przechwycić pociski wystrzeliwane z odległości około 3 tysięcy kilometrów. Dowództwo holenderskiego kontyngentu podkreśla, że wszystkie decyzje co do ewentualnego użycia systemu zapadać będą w bazie NATO w niemieckim Rammstein.
W sumie na pograniczu turecko-syryjskim ma stacjonować około 400 żołnierzy NATO. Prócz Amerykanów i Holendrów na miejsce jadą też oddziały Niemców.
Decyzję NATO o rozmieszczeniu rakiet Patriot wzdłuż granicy turecko-syryjskiej skrytykowały nie tylko władze Syrii, ale także Rosja. Moskwa uznała to za zagrożenie swojego terytorium. Rosja jest uważana za jednego z ostatnich sojuszników reżimu syryjskiego prezydenta Baszara al-Assada.