Oskarżony mężczyzna wyglądał na zmęczonego i zaniedbanego. Gdy przedstawiciel prokuratury odczytywał przed sądem zarzuty, nie odrywał wzroku od podłogi.



W poniedziałek 52-letni Ariel Castro udał się z dwoma braćmi na piwo - jak to często mieli w zwyczaju. To właśnie wtedy 27-letnia Amanda Berry z pomocą sąsiada wydostała się z jego domu i zadzwoniła na policję. Okazało się, że jest jedną z trzech kobiet, które Castro uprowadził w latach 2002-2004.

Reklama

Wczoraj prokuratura postawiła mu cztery zarzuty porwania i trzy - gwałtu. Czwarte porwanie dotyczy 6-letniej córki Amandy Berry, której Castro jest ojcem. Dwie z kobiet wróciły już do swoich rodzin, trzecia jest jeszcze w szpitalu, ale czuje się dobrze.



Z przesłuchań kobiet wynika, że dwaj bracia oskarżonego nie współdziałali z nim i prawdopodobniej nie wiedzieli o przestępstwie.



Policja potwierdziła tymczasem, że w domu Ariela Castro znaleziono łańcuchy i sznury, którymi kobiety były od czasu do czasu krępowane. Wszystkie były ofiarami przemocy seksualnej, miały po kilka poronień.