Komentatorzy oceniają, że w ten sposób Rosja wzmacnia reżim Baszara al-Asada przed ewentualną interwencją z zewnątrz. Jednocześnie Moskwa skrytykowała decyzję Unii Europejskiej, która postanowiła nie odnawiać embarga na dostawy broni dla syryjskiej opozycji.
Stanowisko w sprawie zajął też Izrael. Minister obrony Mosze Jalon zaznaczył, że dostawa rosyjskich pocisków, które służą do strącania rakiet balistycznych, stanowi zagrożenie i "nie łagodzi napiętej sytuacji". Jalon powiedział, że transport rakiet jeszcze nie wyruszył z Rosji, ale dodał, że gdy to nastąpi, Izrael "będzie wiedział, jak działać".
Moskwa i Damaszek podpisały kontrakt na dostawę rakiet S-300 w 2010 roku. Umowa jest warta 800 milionów dolarów, czyli blisko dwa i pół miliarda złotych. Na prośbę Izraela Rosja opóźniła w zeszłym roku wysyłkę pierwszego transportu rakiet.
ONZ ocenia, że trwająca ponad dwa lata wojna domowa w Syrii kosztowała życie co najmniej 80 tysięcy osób.
Komentarze(32)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeTo nie żadna opozycja prowadzi wojnę z Assadem tylko rebelianci inspirowani, wyszkoleni i uzbrojeni przez CIA, jej najemników, agentów i instruktorów zapewne przy ścisłej współpracy z Mossadem.
Głupi byłby Assad gwyby im uwierzył w te zapewnienia nietykalności. Jeżeli nie zniszczy swoich wrogów, podda się lub zawierzy tym obłudnym obietnicom to jego los będzie przesądzony. Mośki i Amerykance już wydali na niego wyrok i dopilnują aby zginął niby to z rąk opozycji, czy
w ogóle Syryjczyków.
To przykre ale w tym konflikcie Mośki i Amerykance to gorsze mendy niż ruskie.
Nie sądzę aby ruscy nie wysłałi odpowiedniej eskorty dla transportu sprzętu zakupionego przez Syrię.
Ja w tym przypadku popieram stanowisko Rosji. Zawsze lepsza jest "równowaga sił" bo skłania do zastanowienia i temperuje potencjalnych agresorów i zwolenników interwencji przeciw legalnym władzom Syrii a po stronie sterowanej z zewnątrz rebelii.
Rosja raczej nie rozniesie Izraela w pył bo mocarstwa zawsze się ze sobą dogadają . Ale już co innego z taką Polską .Rosja kiedyś to naprawdę zrobi i to za przyzwoleniem społeczności międzynarodowej. Więc nie martwił bym się Izraelem ,ale raczej własnym podwórkiem.
To już zakrawa na cynizm i polityczną głupotę. Na terenie Afganistanu wojska USA wraz z UE , tropią i zabijają islamistów z Al-Kaidy. Natomiast w Syrii republikański senator John McCain, były kandydat na prezydenta USA i jeden z największych zwolenników udzielenia pomocy wojskowej tz. syryjskiej opozycji, podczas niespodziewanej wizyty w Syrii spotkał się z islamistami w tym kraju. Poinformował o tym jego rzecznik Brian Rogers.
Przez grzeczność nie wspomnę, ze tych samych islamistów, francuskie wojska wraz z wojskami UE, tępią i zapijają w Mali.
Oficjalnie Instytut Legatum zajmuje się krajami przechodzącymi transformację ustrojową od autorytaryzmu do wolnorynkowej demokracji. Oficjalnie zbiera informacje o sytuacji w tych krajach celem poprawy ich położenia ekonomicznego oraz prowadzi badania i programy w celu lansowania idei społeczeństwa otwartego. Tym razem nie chodzi już o Europę Wschodnią, lecz kraje Afryki i Bliskiego Wschodu. Podejrzewany jest jednak, a nawet oskarżany o to, że faktycznie jest instytutem szpiegostwa gospodarczego, a zbierane informacje służą operacjom finansowym dla ekonomicznego drenażu wspomnianych krajów i regionów. Dla większej jasności – operacjom finansowym kapitałów głównie żydowskiego pochodzenia.
Obrzydliwy mały kraj
Trzeba nam wiedzieć, że gdy premier Węgier Victor Orbán pokazał środkowy palec lichwiarzom z Międzynarodowego Funduszu Walutowego, czyli najzwyczajniej w świecie nie chciał im płacić „dwadzieścia od sta”, a opodatkował banki, wywołał niekontrolowany atak furii neokonserwatystów, i to nie tylko tych w Europie. Ale to nie zaczęło się w ten sposób. Na Węgrzech zasady demokracji „łamane” są od 2010 r. Najpierw – wbrew obowiązującym w UE zwyczajom – większość Węgrów zagłosowała na partię konserwatywną. Potem – ciarki po plecach przechodzą – ekipa Orbána obniżyła podatki i wprowadziła prorodzinne ulgi. Orbán uznał też nierozważnie, że jednym z warunków rzetelnej demokracji jest ograniczenie dywersyjnej roli mediów opanowanych przez tamtejszy oddział „Gazety Wyborczej”. – Robiło się groźnie, ale Unia ciągle milczała. Kolejnym zuchwałym krokiem panującej w Budapeszcie prawicowej junty było uchwalenie konstytucyjnej poprawki broniącej instytucji rodziny. Fidesz nie uzgodnił jej przy tym z Danielem Cohn-Benditem. Nie zapytał też, co sądzi na ten temat Michnik i żona Sik-ors-kiego. I tu miarka się przebrała. Na szczęście reakcja cywilizowanego świata była stanowcza. Do akcji natychmiast, z całym arsenałem bojowych środków włączyły się „międzynarodowe siły postępu” z aktywistką Ap-ple-baum na czele.
Co mogły i powinny były zrobić władze Polski w sytuacji, gdy wszystkie nasze państwowe i narodowe interesy dyktowały wsparcie Węgier przeciw postkomunistycznemu układowi i jego eurokomunistycznym sponsorom? Zastanowić się nad przyjęciem tej strategii nad Wisłą? Stanąć na czele próby wybicia się państw Europy Środkowej na niepodległość? A co zrobiły? – ustami Ap-ple-baum, jak się zdaje naszej rzeczywistej minister spraw zagranicznych, przyłączyły się do nagonki na Orbána. „Przeciw Orbánowi poszczuły naszym Urbanem w spódnicy”. Ap-ple-baum uderzyła w alarmistyczne tony. Orbána przyrównała do Łukaszenki! Na łamach „Washington Post” zadręczała się rzekomą putinizacją Węgier! Wg niej faktycznym problemem węgierskiego rządu jest niepohamowana pogarda dla „liberalnej elity” i „mainstreamowych mediów”. „Przekleństwem Węgier jest przywódca zbyt popularny, albo mający zbyt dużą większość, który może zmieniać prawa i konstytucję swojego kraju, by utrzymać się u władzy bez jakiejkolwiek przemocy” – pisze żona Sik-ors-kiego. Zdaniem ministrowej Ap-ple-baum rządzić z woli narodu po uczciwie przeprowadzonych wyborach to przekleństwo! Dodaje przy tym znacząco (ale i proroczo): „Nie jest to problem wyłącznie węgierski”. I nie jest. Bo nie trudno wyobrazić sobie pewien kraj nad Wisłą rządzony przez „faszystów”, przeciwko któremu łatwo będzie rozpętać nienawistną nagonkę, jeszcze większą niż przeciwko Węgrom Orbána. Uczciwie trzeba jednak przyznać, że równie mało życzliwie o Orbánie, oprócz Ap-ple-baum, wyrażało się wielu innych. Do nagonki przyłączył się Przewodniczący Europejskiego Kongresu Żydów Mo-sze Kan-tor. Krytyczne podejście forsuje Komisja Europejska. Skargę złożyła grupa kilkunastu potężnych banków i koncernów, głównie niemieckich.
Z Grenzschutzem na karku
W tym samym czasie wywodzące się z żydokomuny oraz tajnych komunistycznych służb z czasów Kadara, a hołubione przez neokonserwatystów waszyngtońskie kręgi swoje porachunki z Orbánem załatwiały przy pomocy żony polskiego ministra, rozpowiadając po całym świecie o szowinistycznych, rasistowskich i antysemickich Węgrach. Anne Ap-ple-baum, oprócz tego, że jest małżonką myśliciela Radosława Sik-ors-kiego i autorem książek kucharskich, napisała też książki o gułagu i powojennych latach stalinowskiej przemocy. Pokazując wypaczenia z połowy zeszłego wieku, starannie omija w niej rolę żydokomuny. 11 listopada ubiegłego roku otrzymała z rąk prezydenta Komorowskiego Krzyż Oficerski Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. Nasuwa się pytanie za jakie to zasługi dla Polski ów rządowy medal dostała? Za książkę kucharską? Za umieszczenie małżonka na liście „czołowych myślicieli świata” w miesięczniku dla którego pracuje? Za polityczną, mokrą robotę wykonaną na Węgrzech? Donald Tusk nakreślił przed laty, że „polskość to nienormalność”. Pomimo tego Anne Ap-ple-baum stara się o polskie obywatelstwo. Podejrzewać należy, że zabiegi o wyrobienie sobie polskich papierów nie są niewinne, ale nie pora dziś spekulować o takich czy innych tego intencjach. Powszechna nagonka na Orbána sprawia wrażenie dobrze zorganizowanej. W tej dużo większej machinie Applebaum jest tylko trybikiem. Ciekawe byłoby ujawnienie, kto owe trybiki oliwi, jakie są mechanizmy koordynacji działań w tak dużej skali, w jaki sposób oraz gdzie zapadają decyzje. I czy wśród tych mechanizmów nie było nominacji Ap-ple-baum na dyrektora politycznego w Instytucie Legatum, a wcześniej jej męża na stanowisko ministra kraju, który ma „wysłać na misje stabilizacyjne pod dowództwem jankesów nawet kilkanaście tysięcy żołnierzy”.
„Nagonka na Węgry wynika z faktu, że w XX wieku nieraz doświadczyliśmy, że za propagandową kampanią kompromitacji kraju okrzykniętego zbrodniczym może iść wojskowa interwencja” – piszą w dramatycznym apelu do Polaków węgierscy konserwatyści. Inni, mniej „życzliwi” ostrzegają Orbána przyjacielską radą, że wprawdzie wygrał wybory, i jeszcze do tego dostał 2/3 głosów, ale jest granica, poza którą wychylać się nie powinien, „bo mu marines albo inny Grenzschutz na głowę spaść gotowi”. Redakcyjny kolega Ap-ple-baum z organu trockistów „National Review” Michael Lad-een mówi tak:
Mniej więcej co 10 lat Stany Zjednoczone powinny wybrać sobie jakiś obrzydliwy mały kraj i porządnie cisnąć nim o ścianę – żeby wszyscy na świecie wiedzieli, że nie żartujemy. W tym jednak przypadku Węgrom może się upiec. Na celowniku jest inny mały obrzydliwy kraj – Iran. Wyznaczyła go między innymi dyrektor polityczny Instytutu Legatum.
Czy żona ministra spraw zagranicznych Rzeczypospolitej powinna być dyrektorem politycznym w takiej, najdelikatniej mówiąc, podejrzanej politycznie i etycznie instytucji? Czy powinna z ramienia ministra spraw zagranicznych Rzeczypospolitej, czyli w naszym imieniu prowadzić politykę zagraniczną? Pominąwszy kwestię przyzwoitości, bo o honorze nie ma tu co wspominać (Bóg, Honor, Ojczyzna nie jest z pewnością jego dewizą działania), z każdego z tych powodów Sik-ors-ki powinien podać się lub być zmuszony do dymisji. Tak byłoby w każdym cywilizowanym państwie.
Krzysztof Górecki - "Warszawska Gazeta"
Co to będzie, co to będzie
Przyjaciel Putin się pogniewa wezwie na Kreml i o...i