Iran szykuje się do jutrzejszych wyborów prezydenckich. Eksperci podkreślają, że w Teheranie nie należy spodziewać się zmian, bo niemal wszyscy kandydaci dopuszczeni do startu są związani z konserwatywnym najwyższym przywódcą duchowym Iranu. Choć władze są niemal pewne zwycięstwa, wprowadzono nadzwyczajne środki ostrożności.
Na liście kandydatów do prezydenckiego fotela w Iranie jest sześć nazwisk. Specjaliści zgodnie twierdzą, że wybory wygra były negocjator nuklearny Said Dżalili, jeden z najbardziej zaufanych ludzi najwyższego przywódcy duchowego Iranu. Chamenei chce mieć osobę, która będzie mu całkowicie posłuszna i będzie realizowała jego politykę - podkreśla w rozmowie z Polskim Radiem Marcin Piotrowski z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Lokale wyborcze będą otwarte od 8 rano czasu miejscowego. Nie wiadomo jednak, czy w głosowaniu któryś z kandydatów zbierze wymaganych 50 procent głosów, czy też za dwa tygodnie Irańczyków czeka druga tura.
Praca zachodnich dziennikarzy w czasie wyborów jest mocno utrudniona, bo niewielu z nich otrzymało wizy. Ci, którym udało się wjechać, są pod stałą kontrolą miejscowych służb. Zagraniczni dziennikarze niemal nie mogą się swobodnie poruszać. Cały czas są pod obserwacją obowiązkowo przydzielanych przez rząd tłumaczy” - wyjaśnia Soazig Dollet ze stowarzyszenia Dziennikarze Bez Granic.
Irańska opozycja nie bierze udziału w wyborach, a jej liderzy od wielu miesięcy siedzą w aresztach domowych. Specjaliści nie mają też wątpliwości, że bez względu na wynik wyborów, Iran nadal będzie dążył do wyprodukowania broni atomowej. Uprawnionych do głosowania jest ponad 50 milionów Irańczyków. Aby zwiększyć frekwencję, władze organizują w tym samym czasie wybory do władz miejskich. Istnieje bowiem obawa, że opozycja oraz wykształcona młodzież będzie chciała zbojkotować głosowanie.