Wybory do Bundestagu, czyli izby niższej niemieckiego parlamentu, odbędą się 22 września. Wybranych zostanie co najmniej 598 posłów – z uwagi na konstrukcję systemu wyborczego możliwe jest, że liczba deputowanych wzrośnie.
– Kampania wyborcza do Bundestagu jest wyjątkowo nudna, wszyscy to przyznają, natomiast wynik tych wyborów powoduje pewne napięcie, bo nie do końca wiadomo, kto stworzy po wyborach rząd – mówi Agencji Informacyjnej Newseria dr Agnieszka Łada, kierownik Programu Europejskiego Instytutu Spraw Publicznych. – Możliwych jest kilka konstelacji i wszystko zależy od wyniku liberałów, którzy balansują na granicy progu wyborczego.
Sondaże dają obecnie zdecydowaną przewagę partii Angeli Merkel, czyli chadekom z CDU/CSU. Według badań opinii publicznej mogą oni liczyć na ok. 40 proc. głosów (w wyborach w 2009 r. otrzymali 34 proc.). Na socjaldemokratów z SPD, których kandydatem na kanclerza jest Peer Steinbrück, chce głosować ok. 25 proc. Niemców. Bardzo istotny jest jednak wynik liberalnej partii FDP, która obecnie jest koalicyjnym partnerem CDU/CSU. Ich popularność znacznie spadła – w 2009 r. otrzymali niemal 15 proc. głosów, a teraz według sondaży znajdują się na granicy 5-proc. progu wyborczego.
Agnieszka Łada podkreśla, że CDU/CSU nie będzie w stanie rządzić samodzielnie. Bardzo trudno przewidzieć skład koalicji. Niemal na pewno kanclerzem pozostanie jednak Angela Merkel.
– Inny scenariusz jest prawie niemożliwy.W każdym rozdaniu to jej partia będzie dominująca i to ona będzie kanclerzem – podkreśla Łada. – Jeżeli liberałowie uzyskają 5 proc. lub więcej, wejdą w koalicję – tak jak dotychczas – z Angelą Merkel. Tej koalicji chce większość Niemców. Jest możliwość, że liberałowie się nie dostaną, CDU/CSU straci trochę głosów i będzie wielka koalicja.
Wielka koalicja, czyli porozumienie CDU/CSU z SPD, daje największe szanse na przeprowadzenie reform gospodarczych. Taki rząd miałby bardzo wyraźną większość w Bundestagu. Jednak Łada podkreśla, że w kwestiach gospodarczych pomiędzy partiami nie ma wielkich różnic. Ugrupowania były dotychczas jednogłośne w takich kwestiach jak unia bankowa w UE, pomoc dla Grecji czy ogólny kierunek zmian we Wspólnocie.
Ekspertka Instytutu Spraw Publicznych przekonuje, że Niemcy nie pragną zmiany rządzącej koalicji, bo CDU/CSU z liberałami dobrze przeprowadziło kraj przez kryzys. W Niemczech skutki spowolnienia są mało odczuwalne. Zgodnie z prognozami Komisji Europejskiej, w tym roku zachodni sąsiedzi Polski mogą zanotować wzrost gospodarczy rzędu 0,4 proc, a bezrobocie na koniec roku wyniesie nieco ponad 5 proc.
– Niemcy są zadowoleni z sytuacji gospodarczej. Reform żadnych nieprzyjemnych nie było, więc przeciętny Niemiec sobie mówi: zostawmy to tak jak jest, przecież jest nam dobrze – mówi Łada. – Jest jeszcze możliwość czarno-zielonej koalicji, czyli chadecja rządząca wspólnie z Zielonymi. Trochę niespotykana koalicja, ale możliwa.
Najmniej prawdopodobny scenariusz to koalicja centrolewicowa, czyli porozumienie SPD, Zielonych oraz socjalistów z Die Linke. Taki rząd powstanie jednak jedynie wtedy, gdy CDU/CSU nie znajdzie partnera koalicyjnego. Socjaldemokraci z Zielonymi zwyciężyli w ubiegłorocznych wyborach do Landtagu, czyli parlamentu regionalnego, w najliczniej zamieszkanym landzie Nadrenii Północnej-Westfalii. Wybory, w których obydwie partie razem uzyskały ponad 50 proc. głosów, są często uważane za próbę sił przed wyborami krajowymi.
– Dla Polski najwygodniej jest kontynuować dobrą współpracę z dotychczasowym partnerem, czyli z obecną koalicją. Skoro Angela Merkel i tak zostanie na stanowisku kanclerza, to można przewidywać, że współpraca dalej będzie się dobrze układała – podsumowuje ekspertka. – Jeśli rządzić będzie wielka koalicja, wtedy jest pytanie, kto obsadzi stanowisko ministra spraw zagranicznych. I to może być wyzwanie, bo z socjaldemokratami nie zawsze nam było po drodze. Ale w tym momencie oni również dobrze się wypowiadają o Polsce, bo zdają sobie sprawę, że staliśmy się ważnym graczem w UE i trzeba się z nami liczyć.