Premier Francji Manuel Vallls podjął decyzję o wprowadzeniu w Pikardii najwyższego stopnia alarmu antyterrorystycznego - „zagrożenia zamachem”. Do tej pory takie środki obowiązywały w regionie stołecznym Ile de France. Francuskie władze zdecydowały się na taki krok, gdyż właśnie w Pikardii, jak się przypuszcza, jest dwóch braci-zamachowców, którzy wczoraj dokonali masakry w siedzibie redakcji "Charlie Hebdo".
W Pikardii przy granicy z przylegającym do Paryża departamentem Val d’Oise żandarmeria i jednostki antyterrorystyczne na obszarze 20 kilometrów kwadratowych prowadzą poszukiwania zabójców. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych nakazało zachowanie ostrożności, bo ścigani dysponują ciężką bronią. Poszukiwani terroryści porzucili szare Renault Clio, którym poruszali się od wczoraj. Samochód rozpoznał ajent stacji benzynowej, który jako jedyny widział dzisiaj przestępców.
Natomiast do Paryża, gdzie na rogatkach rozlokowano uzbrojone oddziały policji, żandarmerii i wojska, przerzucono dodatkowe posiłki - 350 spadochroniarzy. Stolica przypomina oblężone miasto - fortecę. W sumie na terytorium całej Francji w operacji antyterrorystycznej bierze udział 88 tysięcy osób - przedstawicieli różnych służb mundurowych, z tego niemal 10 tysięcy w stolicy.
ZOBACZ TAKŻE: Obława na terrorystów, którzy zaatakowali "Charlie Hebdo">>>