Deklaracja na szczyt Partnerstwa Wschodniego jednak korzystniejsza dla krajów zza wschodniej granicy. Choć sam szczyt, w opinii komentatorów, mało ambitny. Początek spotkania dziś późnym popołudniem w Rydze (18.00). Do ostatniej chwili trwały gorączkowe negocjacje w sprawie zapisów w deklaracji - najwięcej spornych kwestii dotyczyło europejskich aspiracji i daty zniesienia wiz.
Dużo było zamieszania z dokumentem i przeciągania liny. Najpierw nie było zgody na uznanie europejskich aspiracji i wyborów tych krajów, które podpisały umowy stowarzyszeniowe, czyli Ukrainy, Gruzji i Mołdawii. Przeciwne były przede wszystkim Niemcy, Francja, Holandia i Włochy, które nie chciały żadnych sugestii, że przed krajami zza wschodniej granicy jest jakakolwiek europejska perspektywa. Nie bez znaczenia był też konflikt na Wschodzie.
Kryzys ukraiński położył się cieniem na Partnerstwie Wschodnim. Potrzebny będzie nowy impuls dla tej idei - komentuje w rozmowie z Polskim Radiem Pierre Viemont, były wysoki rangą dyplomata, a obecnie ekspert w instytucie Carnegie Europe. Pytanie tylko, czy w Unii będzie taka wola, bo wiele krajów jest ostrożnych i nie chce drażnić Rosji.
Po wielogodzinnych negocjacjach w deklaracji na szczyt pojawiło się wprawdzie uznanie europejskich aspiracji Ukrainy, Gruzji i Mołdawii, ale - zdaniem komentatorów - nie zmienia to faktu, że Unia nie ma oferty dla krajów Partnerstwa Wschodniego. Ukraińcy i Gruzini liczyli, że na szczycie padnie deklaracja o zniesieniu wiz, jeśli nie teraz, to od przyszłego roku, ale i na to nie było zgody. W deklaracji jest ogólny zapis, że będzie to możliwe, gdy wszystkie warunki zostaną spełnione.
ZOBACZ TAKŻE: Niemcy krytykują Unię: Bruksela przegrała próbę sił z Moskwą>>>