Po raz drugi w ciągu ostatnich dni grecki premier ma kłopoty w swojej partii i po raz drugi z pomocą przychodzi mu opozycja. Główne ugrupowania dają do zrozumienia, że choć reformy będą bardzo ciężkie, to poprą projekty w głosowaniu w parlamencie. Ostateczny wynik jest pozytywny, bo udało się nam uniknąć chaotycznego i nieodwracalnego bankructwa. Teraz jednak musimy przegłosować wszystkie te rozwiązania, aby zostać w Europie i razem z Europą rozwiązać nasze problemy - podkreślał deputowany opozycyjnej Nowej Demokracji Konstantinos Tasulas.
Wcześniej około 30 deputowanych rządzącej Syrizy zapowiedziało, że nie poprze reform, bo są one niezgodne z tym, co partia obiecała Grekom. Z kolei współkoalicjant Syrizy oświadczył, że to, co stało się w Brukseli, to zamach stanu. Premier stracił tym samym większość w parlamencie, ale tak jak w sobotnim głosowaniu, prawdopodobnie może spać spokojnie.
Politycy opozycji zastrzegają, że reformy to bardzo zła wiadomość dla Greków, ale teraz nie ma już innego wyjścia. Uniknęliśmy katastrofy, ale zostaliśmy zmuszeni do zaakceptowania bardzo ciężkiego programu pomocowego na upokarzających warunkach. Koszty rządów Syrizy są ogromne - podkreśla deputowany partii Pasok, były minister finansów Evangelos Venizelos.
Tymczasem niektórzy politycy Syrizy, tak jak obecny minister pracy, twierdzą, że rozłam w partii oznacza przedterminowe wybory parlamentarne jesienią.
Na wieczór demonstracje w centrum Aten zapowiedziały ugrupowania antykapitalistyczne. Z kolei jeden ze związków zawodowych pracowników budżetówki zapowiedział na środę 24-godzinny strajk.