Poprzedni oficjalny bilans mówił o dziewięciu ofiarach śmiertelnych i ok. 260 osobach z obrażeniami.
Pierwszy atak miał miejsce w środę późnym wieczorem, gdy w położonej na wschodzie kraju prowincji Wan, niedaleko irańskiej granicy, przed komisariatem policji eksplodował samochód pułapka. W zamachu zginęły trzy osoby - dwóch cywilów i funkcjonariusz, a co najmniej 73 osoby zostały ranne.
Kilka godzin później, w czwartek rano, doszło do podobnego aktu terroru. Samochód pułapka eksplodował przed policyjnym budynkiem w mieście Elazig w prowincji o tej samej nazwie. Według zastępcy burmistrza Elazig, Mahmuta Varola, do wybuchu doszło na obszarze należącym do komisariatu. Spaliło się wiele zaparkowanych w pobliżu samochodów - dodał. Prezydent Recep Tayyip Erdogan przekazał, że zginęło co najmniej pięć osób. Premier Binali Yildirim, który przybył na miejsce tragedii, mówił wcześniej, że rannych zostało 217 osób, w tym 85 policjantów, a kilkanaście osób jest w stanie ciężkim. Szef rządu zakomunikował, że w następstwie ataków władze podniosły alarm terrorystyczny w kraju.
Trzeci atak nastąpił w czwartek ok. godz. 13 (godz. 12 w Polsce) w okręgu Hizan w prowincji Bitlis na południowym wschodzie Turcji, gdzie trzech żołnierzy tureckich zginęło, a sześciu odniosło obrażenia w eksplozji przydrożnej bomby - poinformowały siły bezpieczeństwa.
- Ponadto jedna osoba, opłacany przez rząd przedstawiciel wiejskiej milicji w Bitlis, zginęła w starciach z kurdyjskimi rebeliantami - podała turecka agencja prasowa Anatolia.
O wszystkie te akty terroru władze tureckie oskarżają bojowników zdelegalizowanej w kraju organizacji kurdyjskiej PKK. Agencja Associated Press przypomina, że w zeszłym tygodniu dowódca oddziałów PKK Cemil Bayik groził nasileniem ataków na cele policyjne w Turcji.
Premier Yildirim powiedział w czwartek na konferencji prasowej w Elazig, że PKK i ruch Fethullaha Gulena, którego Ankara oskarża o zorganizowanie nieudanego puczu w lipcu, kierowane są przez tę samą "inteligencję", która jego zdaniem chce zaszkodzić Turcji. - (Ruch Gulena) stracił pewność siebie i przekazał pałeczkę PKK. Kieruje nimi ta sama inteligencja. Gdy kończy się zadanie jednego, drugie je podejmuje - mówił Yildirim.
Zapowiedział, że walka z PKK będzie kontynuowana, dopóki organizacja ta nie zostanie "wyeliminowana". - Żadna organizacja terrorystyczna nie zmusi narodu tureckiego do uległości" - podkreślił.
W Ankarze prezydent Erdogan powiedział z kolei, że Turcja jest atakowana jednocześnie przez różne organizacje, które pozostają ze sobą w bliskim kontakcie i "działają z tych samych pobudek, nawet jeśli noszą różne nazwy". Oznajmił, że od udaremnionego przewrotu z 15 lipca tureckie siły bezpieczeństwa zabiły co najmniej 182 bojowników kurdyjskich; podkreślił, że pucz nie osłabił determinacji służb w walce z PKK.
Po załamaniu się rozejmu z rebeliantami z PKK w lipcu 2015 roku w zamachach i walkach na południowym wschodnie Turcji zginęło około 400 żołnierzy i policjantów oraz kilka tysięcy bojowników kurdyjskich; według opozycji śmierć poniosło też od 500 do 1000 cywilów.
PKK domaga się większej autonomii dla Kurdów w Turcji. Od 1984 roku konflikt kurdyjsko-turecki kosztował życie ponad 40 tys. osób, głównie rebeliantów. Unia Europejska i Stany Zjednoczone uznały PKK za organizację terrorystyczną.