Pretekstem do alarmistycznego komentarza stała się sprawa gróźb, jakie otrzymywała prawniczka z Frankfurtu, Seda Basay-Yildiz. Istnieją podejrzenia, że adwokat, reprezentującej ofiary neonazistowskiej organizacji terrorystycznej NSU, grozili policjanci. Pięciu podejrzanych frankfurckich funkcjonariuszy miało poza tym wysyłać do siebie przez komunikator WhatsApp zdjęcia Adolfa Hitlera, pozdrawiać się hasłem "Sieg heil!" i wymieniać rasistowskie uwagi – pisze "Tagesspiegel".
"Przypadek jest bolesnym ciosem w zaufanie do państwa prawa" – czytamy. "Czy instytucje państwowe są infiltrowane przez prawicowców?" – zadaje pytanie w komentarzu dziennik. Według cytowanego przez gazetę szefa Związku Zawodowego Policji Olivera Malchowa istnieje wyraźne ryzyko, że demokracja (w Niemczech – PAP) może być zagrożona przez odśrodkowe procesy.
"Brzmi to jak powrót czasów Republiki Weimarskiej. Tak źle na szczęście nie jest" – uspokaja "Tagesspiegel". Przytacza jednak inne przykłady kontrowersyjnego zachowania przedstawicieli służb bezpieczeństwa i wojska.
Podczas wrześniowej wizyty prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdogana w Berlinie dwóch funkcjonariuszy specjalnej jednostki antyterrorystycznej (SEK), która czuwała nad bezpieczeństwem gościa wpisało się na listę obecności, jako "Uwe Boehnhardt". Był to jeden z morderców z NSU.
Również jesienią niemiecka opinia publiczna dowiedziała się o nieformalnym zrzeszeniu funkcjonariuszy policji i elitarnej jednostki specjalnej Bundeswehry (KSK), którzy mieli prowadzić dyskusje o puczu. Podczas wspólnych ćwiczeń spiskowcy przypinali do manekinów strzeleckich kartki z napisem „Mehmet Turgut“. Jest to imię i nazwisko jednej z ofiar NSU.
"Od czasów kryzysu migracyjnego Niemcy się zmieniły. Skręt w prawo objawia się nie tylko przez wejście Alternatywy dla Niemiec (AfD) do parlamentu" – zauważa berlińska gazeta. "Służby i wojsko również są wystawione na ryzyko. Ministrowie i szefowie poszczególnych służb muszą działać zanim jednostkowe przypadki staną się syndromem" – konkluduje dziennik.