Rewelacje na temat czeskiego epizodu w działalności Michaela Cohena ujawnił dziennik "Miami Herald". Redakcja powołała się na cztery niezależne, acz anonimowe źródła.

O tym, że Cohen był w 2016 r. w Pradze, miały świadczyć logowania się do sieci lokalnej telefonii komórkowej z jego numeru, a także podsłuchana przez jeden ze środkowoeuropejskich wywiadów rozmowa Rosjan, z której wynikało, że prawnik Trumpa przybył do stolicy Czech.

Reklama

"Słyszałem opinie, że #Praga i #Republika Czeska są fantastyczne latem. Nie mogę być jednak tego pewien, ponieważ nigdy tam nie byłem" - napisał w opublikowanym na Twitterze krótkim oświadczeniu Michael Cohen po zapoznaniu się z treścią artykułu. "#Mueller wie wszystko!" - dodał.

W ramach trwającego od 19 miesięcy śledztwa prowadzonego przez Roberta Muellera, prokurator specjalny stara się wyjaśnić, czy Kreml podejmował próby wpłynięcia na wynik wyborów prezydenckich w USA i przebieg kampanii w 2016 r. Jednym z celów śledztwa jest ustalenie, czy doszło do biznesowych kontaktów Rosjan ze sztabem wyborczym Trumpa.

12 grudnia Michael Cohen, były osobisty prawnik Trumpa i do niedawna jeden z jego najbardziej zaufanych współpracowników, został skazany na trzy lata więzienia za składanie fałszywych zeznań w Kongresie, złamanie prawa dotyczącego finansowania kampanii wyborczej oraz unikanie podatków. Oprócz kary więzienia ma on zwrócić prawie 2 mln dol. Złamanie prawa o finansowaniu kampanii dotyczyło zapłacenia przez Cohena dwóm kobietom za milczenie w sprawie ich domniemanych romansów z prezydentem.

Jak zaznacza w komentarzu agencja AFP to, że były prawnik Trumpa zaprzeczył jakoby kiedykolwiek był w Pradze, jest znamienne. W trakcie śledztwa Cohen zdecydował się współpracować z grupą prokuratora Muellera.

Agencje przypominają w tym kontekście, że 16 grudnia w wywiadzie dla ABC News Cohen "zaczął sypać". Podał do wiadomości publicznej, iż Donald Trump zlecił mu zapłacenie dwóm kobietom, aktorce filmów porno Stormy Daniels i byłej modelce "Playboy'a" Karen McDougal, za milczenie podczas kampanii prezydenckiej w 2016 r.

Reklama

- Polecił mi dokonać tych płatności. Nakazał zaangażować się w te sprawy - powiedział Cohen. W odpowiedzi Trump zapewnił, że nigdy nie polecał Cohenowi łamania prawa.

"Nigdy nie nakazywałem Michaelowi Cohenowi łamania prawa. On jest prawnikiem i powinien znać prawo. Za to dostają pieniądze (...) Cohen został uznany za winnego wielu zarzutów niezwiązanych ze mną i przyznał się do dwóch zarzutów dotyczących kampanii, które nie miały charakteru kryminalnego (...) Zgodził się przyznać do tych zarzutów, aby wprowadzić w zakłopotanie prezydenta i dostać znacznie łagodniejszy wyrok" - napisał Trump w serii opublikowanych tweetów.

Cohen jest pierwszą osobą z bliskiego kręgu współpracowników Trumpa, która została skazana w efekcie śledztwa prowadzonego przez prokuratora specjalnego Muellera.

Pod koniec listopada Cohen przed sądem federalnym w Nowym Jorku przyznał, że prace w sprawie projektu Trumpa dotyczącego budowy Trump Tower w Moskwie nie zakończyły się w styczniu 2016 r. - jak zeznał przed Kongresem w roku 2017 - ale trwały do czerwca 2016 r., czyli już w trakcie kampanii prezydenckiej.

Przyznał również, że skłamał, wyjaśniając Kongresowi, iż nigdy nie zamierzał odbyć podróży do Rosji, podczas gdy faktycznie planował wizytę w Moskwie, do której jednak nigdy nie doszło.

Prezydent Trump słowom Cohena zaprzecza. Wyjaśnił, że zrezygnował z budowy nieruchomości w Moskwie, nie sprecyzował jednak, kiedy.

Zdaniem "Miami Herald" Cohen poleciał do Pragi, aby uzgodnić z Rosjanami wspólny plan działania w związku z doniesieniami o możliwych konszachtach sztabu Trumpa z Kremlem.