Większość komentarzy zwraca uwagę, że relacje między premierem a ministrem finansów, czyli między dwiema najważniejszymi osobami w brytyjskim rządzie, niejednokrotnie bywały trudne, ale rolą tego drugiego jest także bycie pewnego rodzaju przeciwwagą dla szefa rządu. Tymczasem to, czy nowy minister Rishi Sunak, dla którego jest to pierwsze samodzielne stanowisko w rządzie, będzie potrafił w razie potrzeby przeciwstawić się Johnsonowi jest mocno wątpliwe. "Johnson i jego główny doradca Dominic Cummings mogą czuć, że odnieśli zwycięstwo. Jednak czyniąc to (usuwając Javida - PAP) ryzykują stworzeniem nadmiernie scentralizowanego rządu, który będzie prowadził złą politykę i zagrażał finansom publicznym" - ostrzega "Financial Times". "Javid, były bankier, postrzegał swoją rolę nie tylko jako wsparcie dla politycznej obietnicy premiera, aby +wyrównać+ regiony Wielkiej Brytanii, ale także jako tradycyjnie u torysów odpowiedzialnego ministra finansów" - dodaje.
"FT" zwraca uwagę, że Johnson i Cummings sami nie mają doświadczenia w kierowaniu gospodarką, a biorąc pod uwagę, że rolą ministerstwa finansów jest także trzymanie w ryzach wydatków innych resortów, brak niezależności ministra finansów może prowadzić do nadmiernej centralizacji rządu. I podkreśla, że mimo mocnej większości parlamentarnej, którą ma Johnson, dla obu jest to ryzyko. "Dla Cummingsa zwycięstwo może szybko zacząć wyglądać na przeliczenie się z siłami, jeśli rząd osłabnie. Johnson natomiast zdecydowanie postawił się u steru swojego wielkiego projektu dla Wielkiej Brytanii. Jeśli sprawy pójdą źle, nie będzie kogo innego, by za to obwiniać" - wskazuje.
"The Times" pisze, że Sunak zgadzając się na objęcie stanowiska na warunkach Johnsona, czyli na faktyczne podporządkowanie ministerstwa finansów urzędowi premiera, umożliwił mu zuchwałe zagarnięcie władzy. "To oznacza głęboką zmianę w strukturach władzy w Whitehall (rządzie - PAP) - i to nie w dobrym kierunku. Johnson miał mówić, że chce bliższej współpracy ze swoim ministrem, podobnej do tej między Davidem Cameronem a George'em Osborne'em. Jednak tamta relacja była niezwykle bliska i działała w dużej mierze dlatego, że była to relacja niemal równych sobie, którym Sunak (dla Johnsona - PAP) w oczywisty sposób nie będzie" - zwraca uwagę "The Times".
Podkreśla, że podczas gdy rolą premiera jest dbanie o polityczne powodzenie rządu, na co zawsze dobrym sposobem są publiczne pieniądze, zadaniem ministra finansów jest dbanie o ich odpowiedzialne wydawanie, a te sprzeczne dążenia nieuchronnie prowadzą do starć. Tymczasem cała dokonana w czwartek rekonstrukcja rządu wskazuje na nietolerowanie przez Johnsona opinii odmiennych od jego. "Zamiast tego premier otoczył się stosunkowo niedoświadczonym zespołem. Efektem jest wyraźne dalsze wzmocnienie przez Downing Street kontroli nad ośrodkami władzy. To są dopiero początkowe dni rządu Johnsona, ale wkrótce trzeba będzie odpowiedzieć na pytanie: gdzie to się skończy?" - wskazuje "The Times".
Lewicowo-liberalny "The Guardian" pisze, że zniszczenie - w dwa miesiące po wyborach i niespełna miesiąc przed prezentacją definiującego całą kadencję budżetu - osi, którą w każdym brytyjskim rządzie tworzą premier i minister finansów, jest aktem lekkomyślności lub desperacji.
"Tak czy inaczej, to pokazuje, że coś było bardzo zepsute w sercu konserwatywnego rządu. Pytaniem powstałym wskutek odejścia Javida jest to, gdzie leży ta zgnilizna. Jednym z oczywistym wyjaśnień jest to, że Johnson i jego główny doradca Dominic Cummings domagają się całkowitej kontroli nad rządem, a Javid (...) był zbyt niezależny. Inną możliwością jest jednak to, że Nr 10 (premier - PAP) chce, aby strumień wydatków był odkręcony w budżecie. Być może Javid, protegowany George'a Osborne'a, był zbyt mocno przywiązany do fiskalnej ortodoksji i oszczędności, by na to pozwolić. Prawda leży prawdopodobnie w połączeniu tych dwóch wyjaśnień: centralistycznej kontroli i różnicy sprawie w wydatków" - rozważa "The Guardian".
Gazeta pisze też, że Johnson, w przeciwieństwie do swoich poprzedników, Davida Camerona i Theresy May, nie musi się zmagać z frakcyjnymi podziałami. "Ten rząd należy do jednego człowieka, Johnsona, i jego szarej eminencji, Cummingsa. Nie ma już frakcji. Premier nie jest pierwszym między równymi, jak kiedyś mówiono o sprawujących urząd. Jest jedynym źródłem władzy w gabinecie, który nie składa się już z ministrów, ale bardziej z dworzan" - ocenia "The Guardian".
Odmienne zdanie na temat zmian w rządzie ma jedynie konserwatywny "Daily Telegraph", który przypomina, że to ministerstwo finansów (przed czasami Javida) jako pierwsze prowadziło kampanię przeciwko brexitowi, a po referendum robiło, co mogło, by go podważyć. Zatem biorąc pod uwagę silny mandat uzyskany przez Johnsona w wyborach, musiał on przywrócić swoją władzę nad tym resortem, a stworzenie wspólnego zespołu doradców można interpretować jako pierwszy krok w kierunku instytucjonalnej reformy.
"Johnson nie wymachuje szablą bez powodu, chce zbudować zespół, który będzie pracował według jednego scenariusza (...) Javid stanął wobec wyboru być częścią projektu albo mu się sprzeciwiać" - pisze "Daily Telegraph". "Torysi mają historyczną okazję do przemodelowania tego, jak Wielka Brytania funkcjonuje. Mogli zrobić to, co preferuje ministerstwo finansów i zachować wszystkie stare regulacje, trzymając się blisko Europy, podczas gdy rząd by opodatkowywał oraz niedbale wydawał. Alternatywnie, Johnson i Sunak mogą zaplanować mniejsze państwo, rozsądne inwestycje i niższe podatki, a tym samym zbudować gospodarkę wolnej przedsiębiorczości, która będzie stanowić poważną globalną konkurencję" - przekonuje dziennik.