"Istnieje zagrożenie, że wspólnota (…) zamieni się w anarchię" – czytamy w wewnętrznej instrukcji niemieckiego MSW datowanej na koniec marca. Została ona w całości zamieszczona na portalu internetowym FragDenStaat. Niemieckie media potwierdziły jej autentyczność. Sprawy nie dementowało również samo MSW.
Według autorów dokumentu do realizacji najgorszego scenariusza mogłoby dojść, gdyby ograniczenia związane z pandemią koronawirusa zostały utrzymane do końca roku. Oznaczałoby to załamanie gospodarcze: spadek PKB o 32 proc., a obrotów przemysłu o 47 proc. W konsekwencji doszłoby do masowych buntów ludności przeciwko środkom zastosowanym przez rząd. "Jest prawdopodobne, że prędzej zostanie zakwestionowane leczenie chorych, niż nastąpi akceptacja dla trwałego paraliżu kraju" – prognozuje MSW, dodając, że może to doprowadzić do "stopienia rdzenia" całego systemu. Nota bene ministerstwo oficjalnie poinformowało w ubiegłym tygodniu, że w obecnej sytuacji rośnie ryzyko przeprowadzania zamachów przez ekstremistyczne ugrupowania prawicowe.
Jak Niemcy chcą zapobiec anarchii? Główne instrumenty, do których użycia przekonuje resort kierowany przez bawarskiego chadeka Horsta Seehofera, to informowanie ludzi, ale też wzbudzanie w nich pierwotnego lęku. Z analizy wynika bowiem, że największym katalizatorem rozprzestrzeniania się wirusa jest niedocenianie niebezpieczeństwa i jego bagatelizowanie.
Reklama
"Skupienie się na raczej niskim odsetku zgonów może doprowadzić do niedoceniania powagi sytuacji. Wielu ludziom przychodzą wówczas do głowy takie myśli: no cóż, w ten sposób pozbywamy się starszych, którzy niszczą naszą gospodarkę; i tak jest już nas za dużo na Ziemi; przy odrobinie szczęścia dostanę spadek trochę wcześniej" – relacjonują nastawienie części "zwykłych Niemców" autorzy opracowania i postulują drastyczne środki zapobiegawcze.
"Aby osiągnąć pożądany efekt szoku, należy unaocznić konkretne skutki epidemii dla społeczeństwa" – czytamy w dokumencie.
MSW zaleca straszenie wizją, w której liczba krytycznie chorych jest tak duża, że nie ma dla nich miejsca w szpitalach. Umierają oni w obecności swoich krewnych w męczarniach, bo nie mogą oddychać. "Uduszenie lub brak wystarczającej ilości powietrza, to jeden z pierwotnych lęków wszystkich ludzi. Sytuacja, w której nie można nic zrobić, aby pomóc członkom rodziny zagrożonym śmiercią – również" – postuluje ministerstwo.
Kolejne zalecenie, to straszenie dzieci poprzez stwarzanie poczucia ewentualnej winy i zagrożenia. "Dzieci łatwo się zarażają, nawet w sytuacji, kiedy obowiązują ograniczenia dotyczące wychodzenia. Jeśli następnie zarażą swoich rodziców, a jedno z nich umrze w cierpieniu – bo zapomniały umyć rąk – to najstraszniejsza rzecz, jakiej dziecko może doświadczyć" – piszą wprost autorzy opracowania.
Inna proponowana narracja to zwracanie uwagi na możliwe długoterminowe skutki zdrowotne. "Nawet osoby wyleczone i po łagodnym przebiegu choroby mogą w każdej chwili doświadczyć nawrotów, które nagle kończą się śmiercią z powodu zawału serca lub niewydolności płuc, ponieważ wirus niepostrzeżenie dostał się do płuc lub serca. Mogą to być pojedyncze przypadki, ale groźba na zawsze zawiśnie nad tymi, którzy zostali zarażeni – jak miecz Damoklesa" – wieszczy MSW RFN.
Gdyby mimo wszystko spełnił się najgorszy scenariusz i wirus zaczął masowo się rozprzestrzeniać, to według szacunków resortu spraw wewnętrznych tylko w roku 2020 życie straciłoby w związku z tym 1,2 mln osób. W sytuacji gdyby zachorowało 25 proc. ludności, to liczba zgonów osiągnęłaby około 220 tys. Jeśli uda się jednak skłonić ludzi do pozostania w izolacji przy jednoczesnym masowym wykonywaniu testów, to zakażeniu ulegnie milion osób, z czego umrze około 12 tys. – przewidują autorzy opracowania.
Autorzy instrukcji przewidują, że skutki gospodarcze i społeczne będą gorsze niż skutki kryzysu finansowego z 2008 r. Ma to symbolizować równanie „2019 = 1919 + 1929”, które unaocznia analogię między obecną sytuacją a epidemią grypy hiszpanki (która pochłonęła od 25 mln do 50 mln istnień) i wielkim kryzysem z lat 1929–1933.
Nawet w najbardziej optymistycznym przypadku MSW spodziewa się "miesięcy poważnych zakłóceń w życiu gospodarczym". Zawsze jest też możliwy nawrót kryzysu, jeśli infekcje się nasilą.
Wczoraj liczba wykrytych przypadków zakażenia koronawirusem w Niemczech wzrosła do 99 225. Dotychczas zmarło 1607 osób. Odsetek śmiertelności wśród osób, które zaraziły się koronawirusem, wynosi w RFN 1,5 proc. Dla porównania, współczynnik ten w przypadku Włoch wynosi 12 proc., a dla Hiszpanii ok. 10 proc.
Według ekspertów tak duże różnice to z jednej strony efekt różnic w metodologii zbierania danych, z drugiej wynik faktycznie innej sytuacji w Niemczech niż w pozostałych krajach.
Przede wszystkim średni wiek osób zarażonych w Niemczech jest znacznie niższy niż gdzie indziej. Jest tak, ponieważ wirus trafił do Niemiec przez osoby młode. Dopiero później zaczął się rozprzestrzeniać. Mimo to średni wiek chorych – 49 lat – jest wciąż niższy niż we Francji i we Włoszech, gdzie wynosi około 62 lat.
Podczas poniedziałkowej konferencji prasowej kanclerz Angela Merkel ucięła krążące spekulacje i poinformowała, że ograniczenia wprowadzone z powodu pandemii koronawirusa pozostaną bez zmian do 19 kwietnia. Pytana o ewentualny termin rozpoczęcia wychodzenia ze stanu hibernacji, odpowiedziała: – Bylibyśmy złym rządem, gdybyśmy już teraz podali datę. Liczby pokazują, że robimy postępy. Jest jednak jeszcze za wcześnie, aby zmieniać środki, które podjęto do 19 kwietnia.
Rzecznik rządu Steffen Seibert zapewnił z kolei, że ministrowie bez przerwy głowią się nad tym, jak połączyć dwa cele: ochrony zdrowia i reaktywacji życia społecznego.