Mieszkaniec Düsseldorfu przeżył prawdziwy szok. "Podszedł do mnie po spotkaniu. Był bardzo poruszony. Powiedział, że na jednym zdjęciu rozpoznał ojca. Z początku pomyślałem, że chodzi o któregoś z więźniów, ale on wskazał młodego esesmana" - opowiada "Gazecie Wyborczej" Jacek Lech z Międzynarodowego Centrum Nauczania o Auschwitz i Holokauście.
Fotografia pochodzi z 1944 roku. Widać na niej transport węgierskich Żydów na rampie w Birkenau. Selekcją kieruje oficer SS. Stojący twarzą do fotografa młody sanitariusz pomaga wybierać osoby. Ci, którzy pójdą na lewo, zginą wkrótce w komorze gazowej.
"Ten młody człowiek w mundurze SS to mój ojciec" - wykrzyknął słabym głosem turysta z Düsseldorfu, gdy zobaczył to zdjęcie. Jego rodzina nigdy nie opowiadała o tym, co robił w czasie wojny jego ojciec, który zmarł w 1998 roku. Mężczyzna nie miał pojęcia, że był zbrodniarzem wojennym.
To musiał być ogromny wstrząs dla 65-letniego Niemca, bo jakiś czas później ponownie przyjechał do obozu Auschwitz. Tym razem przywiózł ze sobą zdjęcia swojego ojca z czasów II wojny światowej. Przedstawiały one młodego mężczyznę w mundurze SS i cywilnym ubraniu.
"Nie ma żadnych wątpliwości. To ten sam człowiek, co esesman z naszej wystawy" - zapewnia Jacek Lech.
W oświęcimskim muzeum niewiele wiedzą o esesmanie, ponieważ tuż przed wyzwoleniem hitlerowcy zniszczyli znaczną część dokumentacji. Pewne jest, że nigdy nie poniósł kary za udział w zagładzie Żydów.
"W Auschwitz-Birkenau służyło w sumie około osiem tysięcy esesmanów. Po wojnie zdołano znaleźć zaledwie tysiąc. Reszta skutecznie ukryła zbrodniczą przeszłość" - wyjaśnia Jacek Lech z Międzynarodowego Centrum Nauczania o Auschwitz i Holokauście.