Lista zbrodniarzy wywołała olbrzymie zainteresowanie w Niemczech. Ale nie tylko mediów - pisze "Rzeczpospolita".
"Zadzwonił do muzeum Niemiec, który przedstawił się z nazwiska. Mówił, że jest przedstawicielem wydawnictwa DS. Bardzo mu zależało, byśmy mu udostępnili kartotekę brygady, usiłował ustalić, co wiemy o żyjących jej członkach" - opowiada Hanna Nowak-Radziejowska z Muzeum Powstania Warszawskiego.
Gdy pracownicy placówki sprawdzili jego imię i nazwisko w internecie, okazało się, że jest to neonazista, a firma DS wydaje "Deutsche Stimme" - gazetę związaną z najsilniejszą neonazistowską partią, NPD.
Na liście, którą ma Muzeum Powstania Warszawskiego, jest 70 nazwisk. To członkowie oddziału Oskara Dirlewangera. Ci, którzy jeszcze żyją, mogą wreszcie odpowiedzieć za swoje zbrodnie.
Dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego Jan Ołdakowski już przekazał kartotekę dirlewangerowców do Instytutu Pamięci Narodowej.
"Ta kartoteka będzie dla nas nieocenioną pomocą w śledztwach, które prowadzimy w sprawach zbrodni wojennych, do jakich doszło podczas powstania warszawskiego" - przyznaje Dariusz Gabrel, szef Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu IPN.
Instytut poprosi o pomoc prawną stronę niemiecką. Żyjących członków brygady Dirlewangera najprawdopodobniej przesłuchają niemieccy prokuratorzy. "Ponieważ są to ludzie w bardzo podeszłym wieku, musimy się bardzo spieszyć" - podkreśla Gabrel.
Izraelskie Centrum Wiesenthala zajmujące się ściganiem hitlerowskich zbrodniarzy obiecuje wszelką pomoc polskiemu Instytutowi Pamięci Narodowej. "Ten oddział był bandą bezwzględnych i zwyrodniałych zabójców. Doprowadzenie jego członków przed oblicze wymiaru sprawiedliwości byłoby wielkim osiągnięciem" - podkreśla Efraim Zuroff, szef Centrum Wiesenthala.