"Jedną z pierwszych rzeczy, którą mój rząd zrobi, będzie zamknięcie granic i budowa obozów, w których odizoluję od społeczeństwa tych przybyszów spoza Włoch, którzy nie mają pracy, i wchodzą na drogę przestępstwa" - mówił Berlusconi w wywiadzie telewizyjnym. Zapowiedział też wprowadzenie polityki zera tolerancji. "Potrzebujemy na ulicach naszych miast więcej policji. Funkcjonariusze muszą stać się armią dobra, która odizoluje porządnych obywateli od armii zła" - dodał.
Te zapowiedzi są polityczną ceną, jaką Berlusconi musi zapłacić najpotężniejszemu sojusznikowi - separatystycznej Lidze Północnej. Jej lider Umberto Bossi od lat buduje polityczne poparcie na podsycaniu niechęci do nielegalnych przybyszów. I robi to z powodzeniem: w ostatnich wyborach jego ugrupowanie otrzymało aż 9 proc. głosów, dwa razy więcej niż poprzednio, i jest trzecią siłą w parlamencie. "Ludzie chcą, żeby Włochy pozostały ich krajem. Nie potrzebujemy tu nielegalnych, którzy nic nie robią i zastanawiają się tylko, co ukraść" - grzmi Bossi w ostatnim wywiadzie dla "La Stampy".
Nielegalna imigracja jest jednym z największych problemów, z jakimi od lat borykają się Włochy. W 60-milionowym kraju żyje ok. 2 mln. ludzi, którzy granice Italii przekroczyli nielegalnie. Większość to wyznawcy islamu - Albańczycy i przybysze z Afryki Północnej. Zapowiedzi Berlusconiego wywołują u nich oburzenie, ale i obawę. "To skandal, że przywódca europejskiego kraju proponuje otwarcie obozów koncentracyjnych dla przedstawicieli innej rasy" - Khalid Chaouki, syn imigrantów z Maroka i samorządowiec centrolewicy w Rzymie, niemal krzyczy. "Już widzę, jak ta <armia dobra>, zamiast walczyć z przestępczością, będzie urządzać polowanie na nas" - mówi mi czarnoskóry Jacques-Louis z Senegalu, który handluje pirackimi płytami przy Piazza Bologna.
Przeciwna zaostrzeniu prawa imigracyjnego jest także opozycja. "Nie wiem, po co Berlusconi chce coś zmieniać, skoro poprzednia ustawa w tej sprawie, już bardzo restrykcyjna, została uchwalona za jego rządów w 2002 r." - mówi DZIENNIKOWI Giulio Marabini z Partii Demokratycznej. Podobnego zdania jest Rocco Buttiglione, lider partii UDC, jedynej będącej na prawicy w opozycji do Berlusconiego. "Ludzie z krajów Trzeciego Świata przybywają tu za chlebem, szukają zrozumienia, chcą po prostu zadbać o swoje rodziny" - mówi DZIENNIKOWI.
Jednak Berlusconi ma za sobą większość Włochów. W ostatnim sondażu ośrodka PEW 87 proc. badanych opowiedziało się za zaostrzeniem przepisów imigracyjnych.