"Tarcza bez wątpienia zmniejszy zainteresowanie ofensywną bronią atomową po stronie tzw. państw bandyckich oraz terrorystów i dlatego jej budowa jest w naszym żywotnym interesie” - wpis takiej treści ma się znaleźć w dokumencie, który oficjalnie zostanie ogłoszony w środę. Jednak już w weekend jego fragmenty przeciekły do niemieckich mediów. Dokument to czytelny dowód przewartościowania, jakie dokonało się w niemieckiej polityce zagranicznej w ostatnich miesiącach. Wcześniej berliński rząd sceptycznie wypowiadał się o rozmieszczeniu elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej na terytorium Polski i Czech - krajów, z którymi Niemcy graniczą. Wprawdzie kanclerz Merkel w trosce o dobrosąsiedzkie stosunki próbowała wyciszać wewnątrzniemiecką krytykę, gdy Warszawę i Pragę określano mianem "sługusów Ameryki”, jednak nawet ona nigdy nie mówiła jednoznacznie, że tarcza jest Europie potrzebna.

Reklama

Nowa strategia CDU to dobry znak dla Polski, bo oznacza, że Warszawa nie znajdzie się pod presją ze strony potężnego sąsiada w ostatniej fazie negocjacji z Amerykanami. "Merkel od pewnego czasu zaczęła zdawać sobie sprawę, że ciągłe negowanie amerykańskich planów to droga donikąd. Dziś dla Niemiec ma już powrotu do radosnego pacyfizmu z okresu zimnej wojny. Sojusznicy z NATO oczekują od nas konstruktywnej postawy w sprawach polityki obronnej. Berlin musi być aktywny, inaczej popadłby w izolację" - mówi DZIENNIKOWI politolog i były doradca niemieckich kanclerzy Michael Stuermer.

Jednak nowa twarz CDU nie wszystkim siłom politycznym za Odrą przypadła do gustu. Przecieki o nowej strategii chadeków już budzą zdecydowany opór współrządzących krajem socjaldemokratów. "Nasze stanowisko w sprawie tarczy pozostaje niezmienne. Nie chcemy nakręcać spirali nowego wyścigu zbrojeń. Uważamy, że to może mieć katastrofalne skutki dla całego świata" - komentował w rozmowie z "Tagesspiegel am Sonntag” odpowiedzialny za sprawy zagraniczne poseł SPD Gert Weisskirchen. Również inne fragmenty dokumentu budzą zdecydowany opór współkoalicjanta. SPD już zapowiedziało, że nie zgodzi się na utworzenie Narodowej Rady Bezpieczeństwa wzorowanej na podobnej instytucji w Stanach Zjednoczonych. "Obawiamy się, że to próba odbierania kompetencji ministerstwu spraw zagranicznych i przenoszenia ich do urzędu kanclerskiego" - komentował Weisskirchen, którego partia w ramach umowy koalicyjnej z 2005 r. kontroluje berlińską dyplomację.

Jednak sprzeciw socjaldemokratów może nie mieć w praktyce większego znaczenia, bo chadecja Angeli Merkel zdecydowanie prowadzi w sondażach i już dziś może być niemal pewna triumfu w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. A wówczas będzie mogła już rządzić bez kłopotliwego balastu w postaci SPD.

Reklama