53-letni Grenell złożył rezygnację jeszcze w poniedziałek wieczorem podczas spotkania z prezydentem Donaldem Trumpem w Waszyngtonie.
Odejścia skonfliktowanego z niemieckim rządem ambasadora oczekiwano już od dłuższego czasu, tym bardziej że w lutym br. opuścił on Berlin, by pełnić powierzone mu przez Trumpa obowiązki Dyrektora Wywiadu Narodowego (DNI), czyli najwyżej postawionej osobistości w hierarchii amerykańskich służb wywiadowczych. Zajmował się tym do czasu zatwierdzenia przez Senat USA pod koniec maja Richarda Ratcliffe'a jako nowego pełnoprawnego DNI.
Na razie nie jest jasne, co Grenell zamierza obecnie robić. Spekuluje się, że dołączy do sztabu kampanii wyborczej Trumpa. Były ambasador uważany jest za osobę nader lojalną wobec obecnego prezydenta.
Jak pisze dpa, zadanie swej misji w Berlinie widział Grenell w ofensywnym realizowaniu polityki Trumpa wobec Niemiec i Europy - i to w niekonwencjonalnym, raczej niedyplomatycznym stylu. W niemieckich ugrupowaniach opozycyjnych pojawiał się nawet postulat, by władze państwowe uznały go za persona non grata.
Wypowiadając się w ubiegłym tygodniu w Waszyngtonie dla niemieckiego dziennika ekonomicznego "Handelsblatt", Grenell ostro skrytykował niemiecki rząd za wspieranie realizowanej przez rosyjski Gazprom i przerwanej w rezultacie amerykańskich sankcji budowy gazociągu Nord Stream 2 po dnie Bałtyku z Rosji do Niemiec. Niemcy muszą zaprzestać karmienia bestii, gdy jednocześnie nie płacą dostatecznie dużo na rzecz NATO - podkreślił.